Kiedy w 1966 roku Kozłowiecki był studentem Akademii Górniczo-Hutniczej, wakacje spędzał z kolegami w malowniczych rejonach Małopolski. "Ówczesny biskup krakowski Karol Wojtyła, sprawujący opiekę m.in. nad młodzieżą akademicką, załatwiał nam wtedy kwatery. Były one bazami wypadowymi na górskie wędrówki" - wspominał. Jedną z nich była kwatera w Oślaku koło Limanowej, gdzie gospodarze oddali żakom dom do dyspozycji. Pewnego dnia odwiedził ich biskup Wojtyła, znany ze swoich sportowych upodobań. "Zapytał, kto jest sprawny, wysportowany i nie obawia się wyzwań. Koledzy wytypowali mnie, jako że wcześniej, w Technikum Górniczym grałem w koszykówkę w zespole Atri. Wtedy biskup powiedział do mnie: No to sobie poboksujemy. Byłem zdumiony i stremowany, bo jak tu bić się z taką szanowaną i dostojną osobą? Ale Karol Wojtyła polecił mi owinąć sobie pięści ręcznikami frotte, zrobił to samo i stanęliśmy naprzeciwko siebie na prowizorycznym ringu" - przypomniał zdarzenie wałbrzyszanin. Jak podkreślił, był bardzo spięty, nie wiedział jak się ma zachować, co wyczuł przyszły święty i nakazał: "Nie przejmuj się mną i traktuj, jak każdego rywala, bo ja cię oszczędzał nie będę". "Walczyliśmy żwawo trzy rundy po jednej minucie każda. Krzywdy sobie nie zrobiliśmy, a biskup był zadowolony z tej konfrontacji. Tego zdarzenia nie da się zapomnieć. Będę je wspominał do końca życia. Przecież skrzyżowałem rękawice z człowiekiem, który doszedł do świętości" - zaznaczył Kozłowiecki. Po ukończeniu studiów długo pracował w dozorze w kopalniach węgla kamiennego, m.in. "Wałbrzych" i "Thorez", nie zapominając o ćwiczeniach sportowych. Po przejściu na emeryturę nadal dba o fizyczną sprawność i startuje w różnych zawodach organizowanych na osiedlu Podzamcze, gdzie mieszka. "Gram z niezłymi wynikami w tenisa stołowego i ziemnego oraz w badmintona i nie mam przed dużo młodszymi ode mnie najmniejszych kompleksów" - powiedział Zbigniew Kozłowiecki. Rozmawiał: Andrzej Basiński