"Tygrys" próbował podjąć walkę, ale... - Byłem wciąż zamroczony. Chciałem wypluć szczękę, żeby zyskać na czasie, ale mi się nie udało - wyjaśnił. - Sędzia to widział i dlatego przerwał pojedynek. Nie byłem w stanie go kontynuować. Naprawdę chciałem, ale nie dałem rady. Przepraszam. Czy wyraźnie przegrany pojedynek o mistrzostwo federacji WBA w wadze półciężkiej był ostatnią walką w karierze "Tygrysa"? - Tego nie wiem. Nie należy podejmować takich decyzji tuż po porażce przez nokaut. Człowiek nie wszystko widzi wtedy w odpowiednich barwach - stwierdził Michalczewski w rozmowie z "Życiem Warszawy". - Na razie muszę odpocząć. Niedługo jadę na urlop. Muszę porozmawiać z promotorem, rodziną, trenerem Sdunkiem. Popularny "Tygrys", dla którego była to druga porażka polskiego boksera i pierwsza przed czasem, poniesiona w jego 50. walce w karierze, żałował, że jego porażkę musieli przeżyć synowie, Patrycja, rodzina i kibice. - Strasznie mi szkoda. Bardzo was przepraszam. Wiem, że zawiodłem, ale taki jest właśnie sport. Nie zawsze można wygrywać. Trzeba też umieć przegrać. Życie idzie dalej - powiedział. - Mam nadzieję, że ta porażka jeszcze bardziej zbliży mnie do kibiców. Dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną przez te wszystkie lata. Poprzednio "Tygrys" przegrał 16 miesięcy temu z Meskykaninem Julio Cesarem Gonzalesem, tracąc tytuł mistrza świata. <a href="http://sport.interia.pl/gal?galId=4851&photoId=139408">Zobacz galerię zdjęć z walki Michalczewski - Tiozzo.</a>