Kiedy nie udało się dogadać z takimi nazwiskami jak Roy Jones Jr. czy Bernard Hopkins, pojawiło się nazwisko Matta Godfrey'a z pierwszej dziesiątki rankingu magazynu "Ring" i data 10 lipca. Dziś już wiemy, że to nie będzie Godfrey, tylko Bobby Gunn (21-3, 18 KO) i że Polak zmierzy się z nim w Prudential Center dzień później - 11 lipca. Niby nie ma sprawy, ale dla niektórych zejście w negocjacjach z poziomu Jonesa jr, Hopkinsa czy choćby Godfrey'a do Bobby Gunna, to dla Tomka jak boksowanie się z kuzynem Zdzichem gdzieś w remizie za piwo i kiełbasę. Kompletna bzdura, bo na sławy przyjdzie czas wcześniej, niż się niektórym może wydawać. Rozmawiałem o tym z Tomkiem i działającym w imieniu Polaka Patrickiem Englishem, dyrektorem wykonawczym reprezentującej "Górala" firmy "Main Events". Było szczerze i ostro. - Dla polskiej prasy, tej nad Wisłą, nie załatwienie kontraktów na walki z Roy'em Jonesem Jr., Bernardem Hopkisem, a nawet Mattem Godfrey'em to porażka "Main Events" Patrick English: - Tak mogą myśleć tylko ci, którzy nie wiedzą, jak wygląda sytuacja ekonomiczna w Stanach Zjednoczonych. Walki, które odbyłyby się bez problemu w minionym roku, zostają skreślone, bo nie ma na nie pieniędzy. Tak było w przypadku naszego proponowanego pojedynku najpierw z Glenem Johnsonem, a później Mattem Godfreyem. Wszyscy - mam na myśli telewizję i fanów boksu w USA - chcieli walki Glen kontra Tomek. Telewizja HBO dwukrotnie prosiła nas o cierpliwość, próbując zmieścić nas w budżecie, ale się nie dało. To samo było z Showtime i Godfreyem - nie było pieniędzy i nie było terminu. Tomek Adamek: - Oczywiście, że chciałbym zawsze walczyć tylko z najlepszymi i tylko o miliony, ale Ameryka nauczyła mnie realizmu - nie jestem jeszcze bokserem znanym wszystkim, bym mógł dyktować warunki. Na to muszę poczekać. Dla mnie najważniejsze jest dotrzymanie pewnego rytmu między walkami o tytuł w ciągu ośmiu miesięcy - najlepiej walczę, wychodząc na ring co cztery miesiące i to będzie moja trzecia obrona tytułu w ciągu ośmiu miesięcy. Mogłem czekać jeszcze ze dwa-trzy miesiące i walczyć ze Stevem Cunninghamem, bo to mam pewne. Ale po co? Walczę w obronie tytułu IBF, mam rywala na którego muszę uważać, bo mocno bije i lubi nokautować. Kolejne doświadczenie, kolejne przetarcie. Mam pytanie do tych, którym nie podoba się moja walka z Gunnem - ile razy w ostatnim roku walczył Steve Cunningham czy Jones, mistrz świata w mojej kategorii wersji WBA? Przykładów jest wiele. - A co z Bernardem Hopkinsem? Te 500 tysięcy dolarów wstępnej oferty Golden Boy Promotions wyglądają dobrze w porównaniu z tym, co zarobi "Góral" za walkę z Gunnem. Nawet szefowa Main Events, Kathy Duva mówiła w wywiadzie, że "Tomek może lepiej zarobiłby w Polsce". PE: - Dwie rzeczy: po pierwsze te pięćset tysięcy było nam oferowane bez daty HBO, która gwarantowałaby nam walkę z Hopkinsem i, jak się teraz okazało, nawet gdybyśmy ją wtedy przyjęli, to walka by się nie odbyła, bo HBO nie miałaby już pieniędzy po wyłożeniu 10 milionów dla Mayweathera za walkę z Marquezem. A Mayweathera przecież byśmy nie wypchnęli z kalendarza, nie bądźmy dziećmi... Po drugie, pół miliona na takich warunkach, jakie chciał nam dać Hopkins - czek, nie mamy żadnych praw do kontraktów telewizyjnych, nie kontrolujemy biletów - to żaden biznes dla Tomka. Nasz układ z Prudential Center i parę innych umów, które ma Tomek, sprawiają, że pół miliona dolarów naprawdę nie robi na nikim specjalnego wrażenia. TA: - Znowu pojawia się mit zarobków w Polsce czy gdzieś w Europie. Tylko ci, którzy nie mają pojęcia o boksie, mogą wierzyć w te liczby, które są podawane przez promotorów. Wiem, ile zarobił Fragomeni za walkę z Krzyśkiem Włodarczykiem, rozmawialiśmy z nimi na temat pojedynku o zjednoczenie tytułów już po walce w Rzymie. Powiem tyle: nikt by na tym nie zarobił, a co by dała w Stanach walka z kimś, o kim nikt tutaj nie słyszał i na dodatek nie byłaby w żadnej z tutejszych telewizji? Nic, zero. I w jaki sposób miałbym na tym zyskać jako bokser? Ja robię pieniądze i sławę w Stanach. Nigdzie nie można tego przebić. - Mówimy o telewizji, bo ta jest bardzo ważna dla budowania popularności Tomka w USA. Walkę Adamek - Gunn pokazywać będzie Comcast o zasięgu ponad 24 milionów telewidzów w całych Stanach. Plusem Comcastu jest to, że ma dobre układy z popularnym FOX Sports, z którym wymienia się programami, a poza tym często powtarza swoje transmisje sportowe. To nie to co HBO, ale też nie coś mało znaczącego. PE: - No właśnie, więc to nie jest tak, że Tomek zniknie z oczu starym fanom. Dodatkowo zyskuje nowych, bo to będzie już czwarty kanał telewizyjny w USA, który będzie go pokazywał w junior ciężkiej. TA: - Ja się chcę pokazać wszystkim kibicom. Zawsze będę Polakiem i serce będzie mi biło, widząc na trybunach nasze biało-czerwone flagi, ale chcę być znany dla wszystkich - Amerykanów, Latynosów, w Europie i Stanach. Na to trzeba czasu. Pewnie, że jakbym rozłożył na deskach wszystkich wielkich, to miałbym od razu megasławę. Ale oni muszą chcieć wejść na ring i trzeba im za to zapłacić. - Jak wyglądają plany Tomka do końca roku? PE: - W sobotę, 11 lipca w Newark Tomek walczy z Bobby'm Gunnem, który wie, że dla niego to ostatnia szansa powrotu do wielkiego boksu i że musi wygrać przez nokaut. Dalej robi się ciekawie - Golden Boy Promotions zmieniło ofertę na walkę Hopkinsa z Tomkiem i jest to kontrakt dla nas, przynajmniej teraz, atrakcyjny. Jest realna szansa walki Adamek - Hopkins już w listopadzie tego roku. Wiemy o obowiązkowej obronie pasa IBF przeciwko Cunninghamowi, ale IBF zrobi dla nas - nie za darmo oczywiście - ustępstwo i ze Stevem możemy powalczyć później. TA: - Jest jeszcze Andrzej Gołota, jedyna walka w Polsce, która ma dla mnie sens. Ale on się musi najpierw wyleczyć. Tylko wtedy starcie Gołota - Adamek będzie realne. Na razie najważniejszy jest Bobby Gunn. Z Tomkiem Adamkiem i Patrickiem Englishem rozmawiał: Przemek Garczarczyk, ASInfo, USA