- Jest dobrze, ale nie zapeszajmy. Kibice mają się dobrze bawić i będą. Dziękuję Bogu, że mam już 40 lat, ale jeśli chodzi o szybkość i poruszanie się, to może nawet mniej niż 25 lat - puścił oko Adamek, ciągle wierząc, że jest w stanie oszukać, a przynajmniej spowolnić upływający czas. Dziś, w trójmiejskiej Ergo Arenie, jak w najlepszych latach kariery i w trzech poprzednich pojedynkach w ojczyźnie, "Góral" z Gilowic znów będzie głównym aktorem widowiska bokserskiego. Gala, transmitowana wyłącznie w płatnym systemie pay-per-view (40 zł), ma być dla byłego mistrza świata nowym rozdaniem, jak głosi podtytuł imprezy z cyklu Polsat Boxing Night. Jeśli Adamek rzeczywiście ma jeszcze o czymś pomarzyć w wadze ciężkiej, to przeszkodę w postaci Haumono musi pokonać zdecydowanie i najlepiej przed czasem. Australijczyk wprawdzie przegrywał tylko trzy razy, ale dotychczas wyłącznie raz boksował na obcym terenie, w Japonii. To silny i ofensywny zawodnik, lecz ubogi technicznie i z ograniczonymi umiejętnościami były rugbysta. Przy Adamku powinien wyglądać, jak uczeń, o ile sprawdzą się słowa organizatora imprezy Mateusza Borka, że "Góral" nie był tak dysponowany od 8-10 lat. To bardzo odważna prognoza, zwłaszcza że w tym czasie Polak stoczył kilka dobrych pojedynków. W tym bodaj najlepszy w wadze ciężkiej, gdy w kwietniu 2010 roku brylował nad Amerykaninem Chrisem Arreolą. Wczoraj, na ceremonii ważenia, były czempion z pokerową miną zastygł w bezruchu, gdy Haumono przenikliwie zaczął patrzeć mu w oczy. - Moja żona by się ucieszyła widząc mnie takiego poważnego, bo ciągle powtarza: "Tomek masz już czterdzieści lat, najwyższy czas zacząć być poważnym facetem", a ja czasem jestem 'głupkowaty', jak 15-latek - powiedział Adamek, czym udowodnił, że mimo upływu lat, wciąż po mistrzowsku znosi towarzyszącą walce presję. W innym, emocjonująco zapowiadającym się starciu w kategorii junior ciężkiej, Mateusz Masternak stanie w szranki z pozostającym w szerokiej czołówce Ismajiłem Siłłachem. Na zwycięstwa, odniesione w spektakularnym stylu, największe szanse mają Krzysztof Głowacki i Maciej Sulęcki. "Główka", były mistrz świata wagi cruiser, wraca do areny, w której stracił pas mistrza świata WBO na rzecz Ukraińca Ołeksandra Usyka. Teraz zapowiada, że chce zrobić wszystko, by jak najszybciej wrócić do elity i na tron. Dla tak usposobionego Głowackiego, niepokonany Hizni Altunkaya (29 zwycięstw, 17 przed czasem), ma być tylko rozgrzewką przed prawdziwymi wyzwaniami. Planując karierę w Ameryce, na ringu w Ergo Arenie wejdzie Maciej Sulęcki, dla wielu obecnie najlepszy polski pięściarz bez podziału na kategorie wagowe. Argentyńczyk Damian Ezequiel Bonelli nie pęka, ale "Striczu" jest ostry nie tylko podczas wydarzeń medialnych, ale niczym brzytwy wycina w ringu kolejnych przeciwników. Trzeba przyznać, że boks Sulęckiego, oparty na zaawansowanej technice, rzeczywiście może robić wrażenie na wymagających fanach szermierki na pięści. Przed pierwszym gongiem śmiesznie i strasznie było na ważeniu Łukasza Janika z Adamem Balskim. Najpierw ten pierwszy niefortunnie postawił krok i spadł ze sceny, a następnie obaj zawodnicy starli się głowami. O największe fajerwerki, zgodnie z przypuszczeniami, zadbała Ewa Brodnicka, po raz kolejny paradując w skąpej bieliźnie, a do tego przyozdobiona efektownym pióropuszem. Co ciekawe, tym razem cała uwaga nie skupiła się wyłącznie na "Kleo", bo o część show zadbała goszcząca nad morzem Ewa Piątkowska. Była rywalka Brodnickiej wtargnęła na scenę, przyozdobiona kołem ratunkowym, czyniąc w ten sposób aluzję do kontrowersyjnego ochraniacza "Kleo" z ich głośnej walki, zakończonej kontrowersyjnym werdyktem. Rewanż Polek wydaje się być tylko kwestią czasu, tymczasem Brodnicka musi pokonać groźną Brazylijkę Viviane Obenauf, na co dzień rezydującą w Szwajcarii, która dopiero wczoraj wieczorem dotarła do Trójmiasta. Artur Gac z Gdańska