Starcie z Cotto w Las Vegas pokazało po raz kolejny, że kreowany na wielką gwiazdę "Canelo" Alvarez ma przed sobą jeszcze dużo nauki. Meksykanin ma problemy z pracą nóg, a doświadczony Cotto potrafił bezlitośnie je wykorzystywać. To reprezentant Portoryko dyktował tempo pojedynku i kontrolował nieustannie przeciwnika lewym prostym. Alvarez ograniczał się do krótkich zrywów, w których jednak sporadycznie trafiał przeciwnika więcej niż raz. Mniej więcej w połowie pojedynku można było odnieść wrażenie, że Cotto daje młodemu przeciwnikowi lekcję boksu. Potem co prawda "Canelo" ruszył do przodu bardziej zdecydowanie, ale jego skuteczność była mizerna i niewiele ciosów dochodziło do celu. Kiedy zabrzmiał ostatni gong, Cotto i jego zespół byli przekonani o zwycięstwie. Po chwili jednak sędziowie ogłosili werdykt - jednogłośne zwycięstwo Alvareza, w dodatku z miażdżącą przewagą, a kibice przecierali tylko oczy ze zdumienia. Wiele rund pojedynku Meksykanina z Portorykańczykiem było bardzo wyrównanych, a sędziowie uznali, że to pojedyncze mocne ciosy Alvareza zrobiły na nich większe wrażenie niż piękne kombinacje i nienaganna technika Cotto. Niestety, nic nie tłumaczy tak wysokiego zwycięstwa meksykańskiego gwiazdora...