Zjawią się więc byli lub obecni mistrzowie świata, by wziąć udział w oficjalnej konferencji prasowej zapowiadającej bokserski wieczór w "United Center". Polski pięściarz jakoś nie pasuje do tego towarzystwa, ale bardzo szybko zdaję sobie sprawę z tego, że Saleta nie ma złudzeń i wie, że drogi do "United Center" i "HBO pay-per-view" nie utorowały mu sukcesy na ringach, ale polska popularność i... niechęć do Andrzeja Gołoty. - No właśnie - jak to jest z waszą wzajemną animozją? Przemysław Saleta: - Nie mogę Gołoty lubić albo nie lubić, bo go po prostu nie znam. Widzieliśmy się może że trzy razy, a dwa razy, przed 16 laty, sparowaliśmy. To wszystko. Mogę go nie lubić za to, co o mnie mówi w wywiadach, ale nie robię z tego tragedii. Jest mi to zupełnie obojętne. - Twoja wypowiedź opublikowana w "Super Expressie": - "Jak się mam bać faceta, który uciekał z ringu, walił poniżej pasa, a ostatnio bił rekordy prędkości w padaniu na dechy"....obojętna to ta wypowiedź nie jest... - Przede wszystkim tego nie powiedziałem, to wymysł gazety, która już nieraz dorabiała sobie cytaty do własnych potrzeb. Kiedyś mnie takie dziennikarskie brednie denerwowały, teraz nie zwracam na nie żadnej uwagi. Nie boję się wchodząc na ring, bez względu na to z kim walczę. A Gołoty się nie boję, bo to już nie jest ten bokser, którego pamiętamy z walk z Bowe'em. Kibice ciągle do tego Andrzeja z tamtych czasów wracają, a to przecież było prawie 10 lat temu. Teraz mam na pewno większe szanse wygrać niż kiedyś. - Andrzej powiedział w jednym z wywiadów, że mógłby się tobą bić gdziekolwiek, nawet na ulicy. Wyobraźmy sobie taką sytuację: nie macie rękawic, Gołota może zapomnieć o regułach obowiązujących na ringu, a ty możesz sobie przypomnieć kickboxing i uprawiane teraz przez ciebie K-1. Kto by wygrał? - Gołota nie miałby żadnych szans. Dam dwa przykłady. Znakomity bokser wagi ciężkiej Roy Mercer, były pretendent do tytułu mistrza świata przegrał trzy swoje pierwsze walki w K-1; Frans Botha były mistrz świata IBF przegrał pierwsze pięć pojedynków. To byłoby dla mnie za łatwe. - Jak odpowiesz na zarzut, że ta walka nie ma sensu, że chodzi tylko o to, by nabić kieszenie Dona Kinga? - Ja Kingowi kieszeni nabijać nie będę, bo bez względu na to czy na salę przyjdzie 20 tysięcy ludzi czy nikt, czy "pay-per-view" wykupi milion osób czy żadna, ja dostaję te same pieniądze. Dodam, że raczej symboliczne. Dla mnie to walka, której zawsze chciałem, bo czegoś takiego w polskim boksie nie będzie przez następne 50 lat, a ja chcę być częścią historii. Zwłaszcza, że mam zamiar tę walkę wygrać, to dla mnie sprawa honoru. - Uważasz, ze jesteś lepszym pięściarzem? Gołota walczył z najwybitniejszymi na świecie, cztery razy o tytuł mistrza globu. O tobie raczej tego powiedzieć nie można. - Nie mam zamiaru stanąć na przeciwko Gołoty i z nim boksować. Próbował zrobić to przez trzy pierwsze rundy John Ruiz i widzieliśmy, czym się to dla niego skończyło... - ...będziesz więc polskim Ruizem, bardziej zapaśnikiem niż pięściarzem? - Bez przesady. Nie lubię walczyć w półdystansie, ale to najlepszy sposób by pokonać Gołotę. On nie ma już tak szybkich rąk jak kiedyś. Praca nóg też nie ta sama, kiedy był pod tym względem jednym z najlepszych na świecie. Będę go atakował, bo moim zdaniem wychodząc ze mną na ring w Chicago, będzie odczuwał jeszcze większą presję niż przed walką z Brewsterem. On przecież nie może ze mną przegrać. To będzie działało na moją korzyść. - Przyleciałeś na konferencję prasową do "United Center" , gdzie są wszyscy - z wyjątkiem Andrzeja Gołoty. Nie brakuje fanów, którzy twierdzą, że kiedy nadejdzie termin 13 sierpnia, to ciebie zabraknie na ringu, że ta walka to dla Przemysława Salety tylko okazja do dwumiesięcznej wielkiej reklamy. - Nie wiem dlaczego Andrzeja nie ma w "United Center", najważniejsze żeby był na ringu 13 sierpnia. Niech ludzie myślą o mnie co chcą - nie traci się walki, do której się dążyło przez ostatnich 10 lat. Poczekajcie do trzynastego - zobaczycie, kto miał rację. Rozmawiał: Przemysław Garczarczyk