- Prawda jest taka, że nasza wzajemna niechęć w dużym stopniu została rozdmuchana przez media. O Gołocie wypowiadałem się negatywnie wyłącznie po jego uciecze z ringu, kiedy walczył z Mikiem Tysonem. Tak szybkie przegrane jak z Lennoksem Lewisem i Lamonem Brewsterem w tym sporcie się zdarzają - stwierdził Saleta. - Bronię Gołoty w kontekście walki z Brewsterem. Wszyscy mają do niego wielkie pretensje, że pękł wielki nadmuchany balon, a tymczasem my sami ten balon napompowaliśmy. Czasami tak się zdarza, że jeden cios decyduje o losach pojedynku. Zresztą w historii boksu wielu pięściarzom przytrafiały się tego typu krótkie starcia. Jestem zdegustowany, kiedy słyszę po walce z Brewsterem, że Andrzej Gołota jest słabym pięściarzem, bo nie jest! Ciekawe, jak długo będziemy czekać na kolejnego Polaka, który cztery razy będzie walczył o mistrzostwo świata wagi ciężkiej - tłumaczył pięściarz. Saleta zapewnia, że dwa miesiące to wystarczająco dużo czasu, aby przygotować się do walki. - Wbrew pozorom, ja naprawdę mam spore doświadczenie bokserskie. To nie jest tak, że w tej chwili nic nie robię i zaczynałbym przygotowania od zera. Trenera potrzebuję wyłącznie, by mnie ukierunkował taktycznie. Nie trzeba mi nikogo, by mnie zaganiał do biegania, bądź liczył mi ciosy - mówił Saleta. - Z Andrzejem nie wolno walczyć w dystansie. Przekonał się o tym Ruiz, który spróbował tak boksować i natychmiast wylądował na deskach. Z nim trzeba walczyć blisko, w półdystansie. Gołota nie pracuje już tak dobrze na nogach, jak kiedyś i wywieranie na nim takiej presji, walka blisko, jest kluczem do sukcesu - zdradził Saleta receptę na wygranie pojedynku.