Na tak zawrotną sumę Riabiński, szef grupy "Mir Boksa", wycenił straty, spowodowane odwołaniem walki jego podopiecznego, Aleksandra Powietkina, z aktualnym mistrzem świata, Amerykaninem Deontay'em Wilderem, który w styczniu siarczyście znokautował Artura Szpilkę. Elektryzujące fanów starcie Rosjanina z Amerykaninem miało odbyć się w maju, na wielkiej gali w Moskwie, gdzie jeden z pojedynków stoczył Polak, pięściarz z Nowego Sącza w Małopolsce Tomasz Gargula ("Tomera" przegrał przez techniczny nokaut ze Stanisławem Kasztanowem, a w puli walki znalazł się pas IBF International w wadze superśredniej). W rozmowie z agencją Tass, Riabiński zapewnił, że w sprawie jest zauważalny progres. - Myślę, że wyroku można spodziewać się wiosną przyszłego roku. Na obecną chwilę niewiele mogę powiedzieć. Nasze stanowisko jest takie, że my się ze wszystkiego wywiązaliśmy, a druga strona nie. Właśnie o to się sądzimy.Pierwotnie mówiło się, że pojedynek zostanie przełożony, ale koniec końców został skasowany. Kością niezgody okazały się wyniki badania antydopingowego, które w przypadku Powietkina wykazały śladową obecność w organizmie Rosjanina zakazanego specyfiku o nazwie meldonium. Tego samego, na którym wpadła m.in. rodaczka pięściarza, piękna tenisistka Maria Szarapowa. Sprawa okazała się być niejednoznaczna, bo medykament znalazł się na liście środków zakazanych dopiero od stycznia tego roku, a specjaliści nie potrafili jednoznacznie rozsądzić, jak długo mógłby utrzymywać się w organizmie, jeśli został zaaplikowany pod koniec 2015 roku. Wobec braku jednoznacznego stanowiska ze strony agencji antydopingowej VADA i federacji WBC, Wilder wycofał się z pojedynku, co rozsierdziło Riabińskiego. Szef grupy "Mir Boksa" domaga się tak kolosalnego odszkodowania z tytułu zniesławienia i strat materialnych, związanych z organizacją gali w Moskwie.