- Artur potrzebuje lepszego przeciwnika, żeby go szanować. Nie jest w stanie się skoncentrować w walce, nie jest w pełni zmobilizowany, jeżeli nie ma szacunku do rywala - o karierze Szpilki i współpracy z pięściarzem opowiada jego promotor Andrzej Wasilewski z grupy Ulrich KnockOut Promotions. INTERIA.PL: Skąd bierze się popularność Artura Szpilki? Andrzej Wasilewski: - Gdybym znał odpowiedź na to pytanie, to wszyscy moi zawodnicy byliby tak popularni. Myślę, że popularność Artura to zlepek różnych okoliczności. Na pewno decyduje o tym silny charakter, charyzma, specyficzny wygląd, sposób poruszania się. Pamiętam słowa Leona Margulesa, jednego z większych promotorów w USA z Warriors Boxing Promotions. To był dzień kiedy Artur debiutował w USA. W hotelu należącym do Warriorsów - Hard Rock na Florydzie. - Leon, stary doświadczony promotor, zwrócił mi uwagę na pewną rzecz. Mówi tak: "Endrju, zobacz. Jestem też współpromotorem Krzysia Włodarczyka, i ubóstwiam tego chłopaka jak syna, ale gdyby Krzysiu tutaj chodził wokół ringu, to nikt by na niego nie zwrócił uwagi. Spójrz na Artura". - To była chyba godzina 18. Trwały wcześniejsze walki, a Artur kręcił się koło ringu. Osoby siedzące blisko ringu zwracały uwagę na niego, a nie na to, co dzieje się w ringu. Inaczej chodził, kiwał się, bujał, wyzywająco patrzył. Miał coś, co przykuwało uwagę. Przede mną siedzieli Glen Johnson, Randall Bailey - zaciekawił ich, dopytywali mnie: kto to jest? Uwagę przyciąga również życiorys "Szpili"? - Zgadza się. Życiorys Artura może się podobać lub nie, ale na pewno nie jest szary, typowy. Wielokrotnie byłem zaskakiwany popularnością Artura. Dla polskich sportów walki to jest coś nowego. Ludzi, którzy w tak specyficzny sposób budzą emocje chyba jeszcze nie było. Wyjątkiem był oczywiście Andrzej Gołota, ale to było ileś lat temu. To też była niezwykła historia: uciekinier z Polski, świetny amator, w tamtych czasach wiele pisało się o mafii pruszkowskiej, on gdzieś się tam wokół tych tematów kręcił. Dziennikarze mieli o czym pisać. Ciekawe jest to, że ma pan w swojej stajni znacznie bardziej utytułowanych zawodników, ale na lidera pod względem medialnym wyrósł Artur. - Porównajmy kilku pięściarzy z naszej grupy: Pawła Kołodzieja, Krzysia Włodarczyka i Artura Szpilkę. Paweł ma wyższe studia, przyzwoicie porozumiewa się w dwóch językach, zawsze grzeczny, szarmancki. No i taki dżentelmen nie przyciąga uwagi mediów. Nie jest taki gorący jak Szpilka. - Troszkę podobna jest sytuacja z Krzysiem Włodarczykiem. Powiedzmy sobie szczerze, może niektórzy o tym zapominają, bo lata lecą, ale rozwój boksu zawodowego w Polsce zawdzięczamy Krzysiowi Włodarczykowi. To on był twarzą TVP1 przez 5-6 lat, zawsze walczył w Polsce. To on, na swoich plecach, pociągnął rozwój boksu zawodowego. Regularnie organizowaliśmy galę z jego udziałem, no i jako pierwszy walczył w Polsce o mistrzostwo świata. Tyle, że oprócz kontrowersji z życia prywatnego, którymi żyły przez jakiś czas media, życie Krzysia jest spokojne. W przypadku "Szpili" spokojnie nie jest. Czasem nawet jest zbyt nerwowo. - U Artura jest kontrowersyjnie, bardzo kolorowo. Nie zapominajmy też o bardzo widowiskowym sposobie boksowania. Natomiast nie do końca podoba mi się to, że w boks zawodowy dzisiaj ma być wielkim show, chociaż muszę to zaakceptować. Może się starzeję, ale wierzę, że w środku tego wszystkiego ma być sport. Pije pan zapewne do konferencji przed walką Andrzeja Gołoty z Przemysławem Saletą? - Są pewne grancie, które według mnie Artur na tej konferencji przekroczył. Ja się na takie zachowanie po prostu nie zgadzam. Ktoś się uśmiechnie i powie, że Szpilka z Zimnochem przebili medialnie całą konferencję Gołoty z Saletą, bo tak rzeczywiście było, ale według mnie to zajście nie miało prawa się zdarzyć. Dla Krzysztofa Zimnocha może okazać się jednak zbawienne. Nagle zrobiło się o nim głośno! - Rozmawiałem o tym po konferencji z Krzysiem. Powiedziałem: to czy wy się z Arturem lubicie czy nie to jedno, ale właśnie zyskałeś znakomitego promotora. Żaden promotor na świecie by cię tak dobrze nie wypromował! Z kolei z Arturem żartowałem, że jest lepszym promotorem, niż pięściarzem. Wspomniał pan o roli promotora, więc zapytam o pana rolę w karierze Artura. Wiem, że jest człowiekiem ambitnym, jak ciężko dobrać mu odpowiedniego rywala? - Przez lata byliśmy krytykowani, że zbyt miękko prowadzimy pięściarzy, kontraktując im niezbyt wymagających przeciwników. Przyjęliśmy niemiecki wzór prowadzenie zawodników, ponieważ nie mamy w kraju kłopotów bogactwa jak Rosjanie czy Ukraińcy. Rozumiem głosy krytyki, ale wydaje mi się, że biorą się one z niezrozumienia zaplecza, jakie mamy. Niestety nie mamy wielu zawodowych pięściarzy. - W przypadku Artura odeszliśmy od tego wariantu. On potrzebuje lepszego przeciwnika, żeby go szanować. Nie jest w stanie się skoncentrować w walce, nie jest w pełni zmobilizowany, jeżeli nie ma szacunku do rywala. Widzieliśmy to wielokrotnie na sparingach i podczas walk. Poza tym sam zawodnik pali się do poważniejszych wyzwań. Wydaje nam się, że to właściwa droga, telewizja Polsat to popiera. Oczywiście zachowujemy zdrowy rozsądek. Nie chodzi o to, żeby ściągnąć dla Artura Mike’ Tysona w szczycie formy, tylko trzeba, zakładając drogę do walki mistrzowskiej, pokonywać w szybkim tempie coraz trudniejsze przeszkody znajdujące się na tej drodze. - Proszę spojrzeć na pierwszych 15-20 przeciwników w karierze Dariusza Michalczewskiego czy Władimira Kliczki, który przechodził na zawodowstwo jako mistrz olimpijski i porównać je z rywalami Artura. On jest naprawdę odważnie prowadzony, czego dowodem Jameel McCline i Owen Beck. Pewnie, że to był cień Becka ze szczytu formy, ale to nadal wysokiej klasy pięściarz, a nie jakiś przysłowiowy Węgier czy Słowak, a Artur walczył z nim zaledwie pół roku po wyjściu z zakładu karnego. Kariera Szpilki prowadzona jest dwutorowo; walczy w Polsce i w USA. Jak pan ocenia jego pierwszą walkę z Mollo, najtrudniejszą w karierze Artura? - Z punktu widzenia trenerskiego i nie była dobra, ale była pełna emocji. Coś za coś. Gdyby zaboksował z głową, to nie było by tych mrożących krew w żyłach akcji, po których obydwaj kończyli na deskach, tylko Artur spokojnie by Mollo wypunktował. Promotorsko to był sukces, bo w Ameryce walka odbiła się szerokim echem. Tyle, że chcąc stawiać najbardziej ambitne cele przed Artutem, to ta walka była dla nas kubłem zimnej wody. Odważnie mówi o mistrzostwie świata. Stać go na to? Gdzie umiejscowiłby pan Artura w dzisiejszej wadze ciężkiej? - Sam nie wiem. Widzimy wielkie atuty Artura w akcjach ofensywnych, wielkie ambicje, wielkie serce. To spore atuty, niezbędne do odnoszenia sukcesów. Ale widzimy też wiele wad. Artur nie ma instynktu defensywnego, słabiej się czuje walcząc w defensywie, a w wadze ciężkiej nie można bezkarnie przyjmować ciosów, bo to się źle kończy. Widzimy, że czasem ma problemy z koncentracją w ringu. Błędy techniczne, które się ciągle powtarzają. Pracy przed nami jest jeszcze bardzo dużo. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy zacznie lepiej boksować w obronie, czy nauczy się utrzymywać koncentracje przez 12 rund, czy będzie w stanie uniknąć niebezpiecznych ataków przeciwników na pełnym dystansie? Za wcześnie, żeby to ocenić. Na pewno w ujęciu światowym, jest dobrze rozpoznawalnym, ciekawym prospektem. Wszystkie walki na zawodowym ringu Artura Szpilki znajdziesz TU! Rozmawiał: Dariusz Jaroń