- To wyjątkowo głupia sytuacja. Byłem zszokowany, dlatego że wiadomo, że w tej walce nie był faworytem. Po to trenuje się boks zawodowy, żeby jakieś pieniądze zarobić i mieć zabezpieczenie na przyszłość. A to była chyba jedna z najwyższych wypłat w jego życiu plus prestiż walki. Jeśli coś okazało się nie tak, to utrata takiej szansy to po prostu głupota i dziecinada - stwierdził Paweł Skrzecz, wicemistrz olimpijski w wadze półciężkiej. Drugi zawodnik mistrzostw świata z 1982 roku w Monachium nie daje wiary, by wynik mogło zmienić ewentualne przebadanie próbki B. - Skoro dwie próbki wyszły pozytywne, to jak może to być nieprawda? Zawsze się uważało, zresztą trener Fiodor Łapin to mówił, jaka to czysta grupa, że nikt z nich nie bierze, wszystko jest w porządku, a to inni są niedobrzy. Okazuje się, że nie ma świętych ludzi, zawsze ktoś czymś się wspomaga - stwierdza brat-bliźniak Grzegorza Skrzecza. Inna sprawa, że Skrzecz nie dawał większych szans Wawrzykowi, bo jego zdaniem mentalność krakowianina nie daje mu szans na wygrywanie z największymi tuzami wagi ciężkiej. - Wiadomo, Andrzej jest zawodnikiem naprawdę fantastycznym i bardzo dobrze wyszkolonym, ale do zawodników średniej klasy. Żeby miał serce wojownika, to by bardzo dużo zwojował, a on takiego serca niestety nie ma. Takie szanse, jak ta, są dla niego życiowym strzałem. Jeśli czegoś się napchał, jakiegoś świństwa, to naprawdę zachował się jak dzieciak, który jeszcze nie za bardzo rozumie, co dzieje się na świecie - skomentował legendarny pięściarz.