- Był człowiekiem z pasją, erudytą, gawędziarzem. Nie znam drugiej osoby, która miałaby do tego stopnia sztywny kręgosłup moralny. Zawsze dotrzymywał słowa, nigdy nikogo nie oszukał, nie skrzywdził. Jest to ogromna strata nie tylko dla świata sportu.- Poznaliśmy się w 2003 roku, więc stosunkowo niedawno, ale od razu się zaprzyjaźniliśmy. Bardzo dużo razem podróżowaliśmy po Polsce i świecie. Byliśmy oboje pasjonatami i to nas połączyło. Łączyło nas wiele i nigdy nie odczułem dzielącej nas różnicy wieku. Kochał ludzi, uwielbiał bale, spotkania towarzyskie. Czuł się w nich jak ryba w wodzie.- Przekazał mi ogromną wiedzę. Lubił się dzielić tym, co miał. Jego doświadczenie było bezcenne. Podpowiadał mi i tylko dzięki jego wskazówkom zdołałem wygrywać walki - mówił Najman.- Po raz ostatni widzieliśmy się trzy dni temu. Byłem u niego w domu. Nie mogę powiedzieć, że się spodziewałem, iż coś takiego się stanie. Dwa tygodnie temu podupadł na zdrowiu. Trafił ponownie do szpitala. Wyszedł na własna żądanie, mimo że próbowaliśmy go zatrzymać pod opieką lekarzy. Uparł się jednak i sam napisał pismo. Chciał być wyraźnie w domu i cieszył się, że wrócił do Jabłonnej. Na tarasie wystawiono mu kanapę, na której mógł odpoczywać.- W piątek rano zabrano go znowu do szpitala. Lekarze walczyli cały czas o jego życie. Po południu wydawało się, że sytuacja jest opanowana i będzie coraz lepiej. Wierzyłem, że po raz kolejny uciekł śmierci, ale niestety, wieczorem przyszła ta okropna wiadomość - dodał Najman.