Powietkin to światowy numer "dwa", który ustępuje tylko Władimirowi Kliczce. Mariusz Wach w miniony piątek sparował z Tomaszem Adamkiem, który szykuje się do starcia z Przemysławem Saletą, do jakiego dojdzie podczas Polsat Boxing Night w Łodzi. - Doprowadzenie do takiej walki jak ta z Powietkinem nie jest proste. Trzeba było dużo potu wylać, stracić dużo nerwów. Parę nocy mam nieprzespanych, telefony Ameryka, Polska, Rosja. Wszystko trzeba było dograć. Dopięliśmy na ostatni guzik i czeka nas naprawdę interesujący pojedynek 4 listopada - zapewnia Wach. 26 września, podczas Polsat Boxing Night, "Polski Olbrzym" miał walczyć z Marcinem Rekowskim, ale ostatecznie do tego pojedynku nie doszło. Dlaczego? - Taki był zapis w kontrakcie z Rosji - odparł Mariusz. - Brałem wszystko pod uwagę. Dwie walki - ta z Marcinem i Powietkinem. Do tego dochodziły sparingi z Kliczką i Adamkiem. Po paru nocach nieprzespanych, myśleniu, wolałem przygotować się solidnie do jednego pojedynku. Po to, żeby go wygrać - uzasadnia. Czy na odwołaniu pojedynku z Rekowskim nie ucierpiał wizerunek Wacha? - Myślę, że nie. Wszyscy myślą, że to tylko ode mnie zależy, a to g... prawda. Ja tu jestem tylko robolem, ja ubieram rękawice i wchodzę do ringu. W tych negocjacjach tak naprawdę mam coś do powiedzenia, ale nie na tyle dużo, aby to opóźniać. Nie ode mnie to zależy, a wszystkie negatywne rzeczy spadają na mnie - kręci głową Mariusz Wach. Rozmawiał Łukasz Szpyrka