"Style tworzą walkę, a jeśli jeszcze dodamy do tego parę gwarantowanych milionów dla zwycięzcy, to nie może być nudno" - powiedział przed walką w kasynie Hard Rock na Florydzie promotor Don King. "Sam i James wiedzą, że zwycięzca ma gwarantowany pojedynek o tytuł mistrza świata WBC z Maskajewem i że, którykolwiek z nich wygra to będzie faworytem. Jest się o co bić"? Samuel "Nigeryjski Koszmar" Peter zwrócił na siebie uwagę stacji telewizyjnych nie serią zwycięstw, ale jednym nokautem. Kiedy po ciosie Petera Jeremy Williams obudził się dopiero, kiedy lekarze znosili go z ringu, szefowie stacji telewizyjnych uwierzyli, że znaleźli wreszcie kogoś, kto podziała na wyobraźnie fanów boksu. Po serii zwycięstw nad niekoniecznie rywalami budzącymi postrach w sercach (Jovo Pudar? Yanqui Diaz?), we wrześniu 2005 roku rywalem Nigeryjczyka został Władymir Kliczko. Dla tego ostatniego, po serii kompromitujących nokautów, była to ostatnia szansa utrzymania kontraktu z HBO, dla Petera okazja pokazania światu, że potrafi nokautować także tych, których nazwiska coś znaczą. Władymir trzy razy leżał na deskach, ale bezlitośnie wykorzystał podstawowe braki w przygotowaniu technicznym przeciwnika zasłużenie wygrywając na punkty. Rok później Peter walczył z Jamesem Toney'em wygrywając po niejednogłośnej decyzji, ale tylko na kartach sędziowskich. Po olbrzymiej krytyce ze strony praktycznie wszystkich pięściarskich mediów, nie mówiąc już o zawiedzionych kibicach, WBC prawie natychmiast zarządziła obowiązkowy rewanż. Co się od tego czasu zmieniło? Jeśli chodzi o Petera to niewiele. To ciągle wolno przesuwający się po ringu bokser, którego lewy prosty funkcjonuje przez pierwsze 4-5 rund, by później liczyć już tylko na nokautującą prawą rękę. Na dodatek zniknęła gdzieś jego zadziorność z pierwszych lat walk na zawodowych ringach, zastępowana zbyt często przez pasywność i przyzwolenie na narzucanie sobie stylu walki przeciwnika. W dotychczasowych pojedynkach - także w tym "wygranym" z Toney'em - widać było wyraźnie, że Peter nie ma planu B - jeśli rywal przyjmie jego cios i się nie przewróci, "Nigeryjski Koszmar" nawet nie próbuje zmienić stylu walki ciągle polując na jedno, rozstrzygające uderzenie. Jeśli dodamy do tego jego chroniczną niechęć do ciężkich treningów i przeświadczenie, że już wszystko umie ("Jestem najlepszy na świecie, nikt mnie nie może pokonać" - powiedział na ostatniej telekonferencji), trudno wróżyć mu sukces w rewanżu z Toney'em. James Toney, nawet z 15 funtową nadwagą w pierwszej walce, z zaskakującą łatwością trafiał Nigeryjczyka, kontrując prawie każdy atak Petera. Na szczęście dla tego ostatniego Toney, przy całym swoim doświadczeniu i umiejętnościach, którymi można byłoby obdzielić dziesięciu bokserów ciągle bije jak pięściarz z wagi średniej. "Szkoda, że Sam nie mógł wnieść na ring paru kilogramów mniej" - mówił po wrześniowej przegranej jego trener. "Parę kilogramów zrobiłoby różnicę, bo Peter byłby trafiany nie jednym czy dwoma, a trzema, czterema kolejnymi ciosami". Nikt przy zdrowych zmysłach nie przypuszcza, że na ring w Seminole Hard Rock Casino James wskoczy ważąc poniżej 225 funtów, ale wiadomo, że niedawna porażka z Peterem była ciosem w ambicję starego mistrza. Treningi z takim guru fitnessu jak Billy Blanks na pewno mu pomogły, bo przecież nawet wcześniej, kiedy jego "dieta" składała się z ciastek, Toney potrafi walczyć przez 12 rund w tempie za szybkim dla naturalnych ciężkich. Czego więc możemy się spodziewać po tej walce? Na pewno kibice boksu z przyjemnością po raz kolejny popatrzą, jak Toney chwilami wprost szkoli swego rywala, jak potrafi unikać ciosów, które dotarłyby do szczęki każdego innego pięściarza w tej kategorii wagowej. "Chcesz ze mną walczyć to przygotuj się na to, że będziesz trafiał powietrze. I na to, że będziesz bity" - przepowiedział rywalowi Toney. Przemek Garczarczyk z Hollywood