Artur Gac, Interia: Sprawa dopingu Michała Cieślaka i Nikodema Jeżewskiego jest w jurysdykcji Polskiego Wydziału Boksu Zawodowego czy federacji IBF, jako że obie organizacje sankcjonowały grudniową walkę? Krzysztof Kraśnicki: - Jako zarządzająca wynikami, wpisana jest federacja IBF. Jednak, żeby to wszystko poukładać, w środę jestem umówiony na spotkanie z dyrektorem Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie, panem Michałem Rynkowskim, które obecnie jest w podróży służbowej. Jest taka możliwość, że PWBZ, jako że jesteście państwo macierzystą federacją, na miejscu wydarzeń, przejmiecie pilotowanie sprawy? - Istnieje taka ewentualność, ale jest jeszcze trzecia opcja. Jaka? - Sprawę może poprowadzić także Komisja do Zwalczania Dopingu w Sporcie. Dlatego chcę się spotkać z dyrektorem Rynkowskim, abyśmy ustalili, jaka opcja jest najlepsza. Póki co Komisja nie była stroną w sprawie, bowiem bezpośrednie zlecenie przyjęło laboratorium, które pobierało próbki. - To prawda, ale później laboratorium powiadamia Komisję, a także WADA, a więc o wyniku badania jest powiadamiana także ta organizacja. U Cieślaka i Jeżewskiego wykryto po dwie substancje. Jedną zbieżną, czyli oxandrolon, a ponadto w przypadku Cieślaka - mesterolon, zaś u Jeżewskiego osławione meldonium. Jakie sankcje wchodzą w grę? - Pamiętajmy, że obaj zawodnicy jeszcze mają prawo zażądać otwarcia próbki B. Natomiast, jeśli wynik by się potwierdził, wówczas grozi im od dwóch do czterech lat wykluczenia. A zatem jest to duża kara, a ponadto walka zostanie uznana, za nieodbytą, a oba tytuły zostaną odebrane i pozostaną wakujące. Pospekulujmy. Teoretycznie istnieje taka możliwość, że Cieślak wyleci do Stanów Zjednoczonych i tam, na amerykańskiej licencji, uwolni się od wykluczenia? - Nie sądzę. Jestem przekonany, że wszystkie federacje, przede wszystkim te ważniejsze, czyli WBC, IBF, WBA i WBO, na pewno nie dopuściliby takiego zawodnika do walki. W takich sytuacjach, cień kładzie się na całym środowisku. - Nie ukrywajmy, jest to policzek dla polskiego boksu zawodowego. Natomiast, w przeciwieństwie do trenera Fiodora Łapina, ja nie podejrzewałem ani Jeżewskiego, ani Cieślaka. Proszę mi wierzyć, byłem tym bardzo niemile zaskoczony. A ma pan poczucie, że polskich pięściarzy, którzy sięgają po doping, jest więcej? - Nie mam. Trener może mieć, ponieważ uczestniczy cały czas w procesie szkolenia, a ja pozostaję w pewnej odległości. Stąd widuję zawodników na galach i nie mam takiego oka, by spojrzeć i od razu ocenić, że zawodnik sięgnął po substancję zabronioną. Badaniom zostali poddani także bohaterowie walki wieczoru, czyli Krzysztof "Diablo" Włodarczyk i Niemiec Leon Harth. - Tak, ale w ich przypadku wynik był negatywny, czyli korzystny z punktu widzenia sportowców. Włodarczyk i Harth byli "czyści". Co dalej, jakie są plany działania, aby demaskować i eliminować z boksu oszustów? - Już dzisiaj rozmawialiśmy o tym, jak temu problemowi przeciwdziałać na przyszłość. Co robić, żeby takie sytuacje nie miały miejsca. Być może, w ciągu najbliższych tygodni, podejmiemy w tej sprawie wiążące decyzje. Jakie rozwiązania wchodzą w grę? - Decyzje poprzedzi jutrzejsze spotkanie z dyrektorem Rynkowskim, dlatego nie chciałbym wychodzić przed szereg. Powiem tylko, że przede wszystkim będę chciał, abyśmy podpisali umowę z Komisją, jako że od czterech lat nie jesteśmy związkiem narodowym, ponieważ musieliśmy odejść ze struktur Polskiego Związku Bokserskiego. Dlatego chodzi o podpisanie takiej umowy o współpracy, byśmy również byli objęci kontrolą. Najważniejsze, by kontrole były regularne i towarzyszyły przynajmniej jednej walce, na każdej gali. - Aby badania były skuteczne, muszą odbywać się na sali treningowej, w miejscu pobytu sportowców. Taką obligatoryjną umowę z pięściarzami z pierwszej "15" rankingów podpisała federacja WBC. Na jej mocy każdy zawodnik, o dowolnej porze dnia i nocy, może spodziewać się kontroli antydopingowej w ramach programu "Clean Boxing Program". Także u nas, standardową procedurę powinny zastąpić badania wyrywkowe i niezapowiedziane, wzorowane na formule olimpijskiej. Rozmawiał Artur Gac