Gdy w Nowym Jorku czujesz się jak w domu, nie możesz zawieść kibiców i musisz wygrać dla nich. Polscy fani po raz kolejny sprawili, że podczas gali w USA Krzysztof Głowacki mógł czuć się jak w rodzinnym Wałczu. Gdy po czwartej rundzie zaśpiewali "Mazurka Dąbrowskiego" nasz jedyny mistrz świata wiedział, że tego wieczoru musi obronić tytuł. Wsparcie miał zresztą większe. Tuż przy ringu siedział Krzysztof "Diablo" Włodarczyk, były mistrz świata tej samej kategorii wagowej, a prywatnie przyjaciel Głowackiego. Co chwilę krzyczał w stronę "Główki" i gestykulował. Jego podpowiedzi były bezcenne, bo przecież niemal dekadę temu dwa razy walczył z Cunninghamem. Głowacki wiedział jednak, co robić w ringu. Już w drugiej rundzie dwa potężne lewe sierpowe sprawiły, że Amerykanin dwukrotnie mógł zobaczyć z bliska deski w hali Barclays Center na Brooklynie. Cunningham wstał i mógł kontynuować pojedynek, ale od tego momentu musiał zmienić taktykę. Stracił bowiem dwa punkty i tylko zdecydowany atak mógł dać mu wygraną. I w kolejnych rundach ruszył do przodu, ale Głowacki boksował jak prawdziwy mistrz - spokojnie i z przyjętą przez Fiodora Łapina taktyką. To się opłaciło, bo Cunningham "wystrzelał się", a w 10. rundzie Głowacki znów posłał rywala na deski! "USS" wstał i walczył dalej, ale był w sporych opałach. Przewaga punktowa Głowackiego nie ulegała wątpliwości, ale Polak chciał jeszcze przybić stempel na pasie mistrza świata i znokautować rywala. W narożniku lekko denerwował się trener Łapin, ale na 20 sekund przed końcem pięściarz z Wałcza znów posłał Cunninghama na deski. Amerykanin dotrwał do końca pojedynku, co też jest godne podziwu. Ale bohater w Nowym Jorku był tylko jeden. Nazywa się Krzysztof Głowacki i prawdopodobnie Amerykanie na długo zapamiętają to nazwisko. Nie tylko dlatego, że pokonał byłego mistrza świata, ale także z powodu transmisji w otwartej telewizji NBC. Zasięg takiego przekazu jest zdecydowanie większy niż np. w przypadku telewizji HBO i PPV, dzięki czemu serce do walki Głowackiego mógł zobaczyć każdy, kto chciał. Serce i bezdyskusyjne zwycięstwo. O wyniku zdecydował werdykt arbitrów, który nie mógł być inny - jednogłośnie wygrał Głowacki i zachował pas mistrza świata federacji WBO. Sędziowie punktowali 116-108, 115-109, 115-109 na korzyść Polaka. CZYTAJ DALEJ!