Krzysztof "Diablo" Włodarczyk był już popularny, ale od piątku jest bohaterem wszystkich Polaków. W Moskwie leżał już na deskach, był obity niemiłosiernie, a jednak wykazał się niesamowitą wytrzymałością i pobił przez nokaut wielką nadzieję Rosjan - Rachima Czachkijewa. Dwa potężne lewosierpowe i jeden prawy powiedziały utalentowanemu Rosjaninowi "Dobranoc". Poprzednio podbój Moskwy Polakowi udał się na IO 1980 r., gdy Władysław Kozakiewicz zdobył złoto w skoku o tyczce, a jeszcze później, w 1985 r. na torze Kryłackoje w ramach Wyścigu Pokoju triumfował Andrzej Mierzejewski z Lechem Piaseckim. Normalnie, po ciężkim pojedynku pięściarz liże rany w kurorcie. Nie "Diablo". On nie przejmuje się ranami, szramami, tylko idzie tam gdzie chcą. Jedna, druga telewizja, konferencja spontaniczna na lotnisku. Wszędzie mówi ciekawie, nigdzie poza ringiem nie stosuje uników. Ktoś tam mami go wagą ciężką, która nie zbawiła Tomasza Adamka, ktoś inny chce, żeby "Diablo" zadeklarował, komu teraz nałoży po twarzy. - Walka z Tomkiem Adamkiem byłaby sporym wyzwaniem. Wszystko jednak zależy od promotorów. Mojego i jego - odpowiada cierpliwie Krzysztof. "Diablo" ma ciekawe porównania. Ciosy Czachkijewa były jak "serie z kałasznikowa". O Arturze Szpilce i Tomaszu Adamku: "O ile Artur jest na etapie nauki chodzenia w ciężkich walkach, o tyle Tomek już biega i to całkiem sprawnie w tej kategorii wagowej". - Przyjmując na głowę i całe ciało ostrzał z kałasznikowa ani przez sekundę nie wątpiłem, że tę walkę wygram - podkreśla.Krzysztof jest szczęściarzem, gdyż murem stoi za nim jego żona Małgorzata, która towarzyszy mu nawet w najcięższych chwilach, tuż przed walką i pomaga w koncentracji.- Małgosia daje mi niesamowitą energię - zapewnia bokser.Cała Polska czeka niecierpliwie na kolejny popis "Diablo"! Dojdzie do niego jeszcze w tym roku!