W listopadzie ubiegłego roku Kowaliow najpierw zdominował przeciwnika, rzucił go nawet na deski, ale boksował gorzej w drugiej części pojedynku i przegrał na wszystkich kartach 113:114, tracąc pasy WBO/WBA/IBF. Większość obserwatorów jednak widziała wtedy nieznaczną przewagę Kowaliowa. To sprawia, że zbliżający się rewanż ma dodatkowy smaczek. - To lepsze przygotowania od tych poprzednich. Poprawiam błędy, jakie popełniłem w naszej pierwszej walce. Zresztą w ostatnich dwóch pojedynkach byłem mocno przetrenowany i nie robiłem tego mądrze. Tym razem jest inaczej - zapewnia żądny rewanżu "Krusher", który w ogóle nie przywiązuje uwagi do plotek o rzekomej podwójnej grze swojego trenera. - Ludzie mogą sobie gadać co tylko zechcą, lecz na końcu liczą się tylko fakty. A te są takie, że my nadal pracujemy razem. Nie traktuję poważnie tych gów...ch plotek. Nie mam szacunku do Warda po tym wszystkim i skopię mu tyłek. Tym razem chcę go zniszczyć. On nie jest prawdziwym mistrzem, nie traktuję go w ten sposób, bo nie wygrał pierwszej walki - twierdzi Kowaliow. - To nie ja dzwoniłem do nich, tylko oni do mnie. Pozostałem z Siergiejem, bo jestem lojalną osobą - komentuje całe zamieszanie sam trener Jackson. Kowaliow za porażkę z Wardem winił nie tylko sędziów, ale również specjalistę od przygotowania fizycznego. Bardzo dużo biegał, pracował ciężej niż zazwyczaj i do dziś przekonuje, iż był przetrenowany. Tym razem za przygotowanie fizyczne odpowie jego rodak.