Holyfield (43-10-2, 28 KO), po bardzo słabej trzeciej rundzie, w której Sherman Williams (34-11-2, 19 KO) przynajmniej dwukrotnie "podłączył go do prądu", po naradzie z członkami swojego teamu postanowił nie wychodzić do kolejnego starcia. Oficjalnie przyczyną decyzji czterokrotnego mistrza wagi ciężkiej było groźne rozcięcie przy oku, spowodowane zderzeniem głowami w drugiej odsłonie. Po odczytaniu werdyktu "The Real Deal" miał spore trudności z odpowiadaniem na pytania reportera i choć nie zdecydował jeszcze, czy planowana na 5 marca potyczka z Brianem Nielsenem (64-2, 43 KO) dojdzie do skutku, zapewnił, że w przyszłości ponownie zmierzy się z Williamsem. "Jestem bardzo zawiedziony. Rywal przyjął taką taktykę, jaką przyjąć tak naprawdę powinien. Kiedy uderzał prawym sierpowym nisko schodził głową w dół, a ja musiałem robić krok w tył, bo inaczej zderzylibyśmy się głowami. Takie rzeczy się zdarzają w boksie. Zaszyją mi rozcięty łuk brwiowy i życie będzie toczyć się nadal" - stwierdził czterokrotny król wagi ciężkiej. "Walczyłem z legendą, dlatego też trenowałem do tego pojedynku wyjątkowo ciężko. Nie mogę powiedzieć o nim nic złego. W moim odczuciu powinienem zostać ogłoszonym zwycięzcą, bo rozciąłem mu łuk prawym sierpowym, jednak wciąż mam dla niego wiele szacunku. Ma prawie 50 lat i wciąż trenuje. Cztery razy był mistrzem świata wagi ciężkiej, występował na igrzyskach olimpijskich, ale nadeszła już nowa era, a w mojej opinii Holyfield nie powinien zbierać już ciosów od młodszych pięściarzy. Powinien już odejść, lecz jeśli będzie miał na to ochotę, możemy spotkać się po raz drugi" - odparł Williams.