Biorąc pod uwagę, że pojedynek 21 maja w Chicago już teraz został uznany przez prasę amerykańska za "brutalny pięściarski klasyk" trudno się Kingowi dziwić, że chętnie zobaczyłby coś takiego jeszcze raz! A Andrzej Gołota? Na razie w milczeniu słucha dziennikarskich spekulacji, więc poprosiłem o wypowiedź tego, który wie i może w boksie najwięcej - Dona Kinga. - Zacznijmy od mistrza świata WBC - amerykańska prasa na razie nie pisze o polskim mistrzu świata, choć większość dziennikarzy, którzy tylko czytali o tej porywającej, 12-rundowej walce, żałuje, że nie mogła oglądać jej na HBO. Jakie są pana najbliższe plany związane z Tomaszem Adamkiem? Don King: - Najpierw niech mam jeszcze raz okazję pogratulować mu fantastycznej walki i tylko żałować, że widzieli ja tylko ci, którzy kupili bilety do "United Center". Pokazał, że wy Polacy macie naprawdę wielkie - mam nadzieję, że to można napisać - jaja. Dlatego chcę, żeby jak najszybciej pokazać go całej Ameryce. Najlepiej już 13 sierpnia, kiedy chcę w Chicago zorganizować kolejną walkę - Hasima Rahmana z Monte Barrettem, którą też ma pokazywać HBO. Wtedy walka Adamka na pewno byłaby oglądana nie tylko w Polsce, ale w całych Stanach Zjednoczonych. - Kto byłby ewentualnym rywalem Polaka? Australijska prasa nie wyklucza rewanżu z Paulem Briggsem, ale opiekunowie Tomka nie chcą nawet o tym słyszeć. I jeszcze jedno - Adamek walczył 21 maja ze złamanym nosem... - No właśnie, aż strach pomyśleć jakby ten chłopak potrafił się bić, kiedy nie leciałaby mu z nosa krew i byłby zdrowy! Do sierpnia jest jeszcze trochę czasu, powinien się wyleczyć. Z kim miałby walczyć? Ja bym chciał, żeby do Chicago przyleciał Thomas Ulrich, bo on jest naszym obowiązkowym rywalem. Kontaktowałem się już z jego ludźmi i czekam na odpowiedź. Jak się będzie bał, znajdziemy Adamkowi jakiegoś innego rywala. Najważniejsze, by po raz kolejny walczył i pokazał się Ameryce. - A co z Andrzejem Gołotą? - Słyszałem, że zbiera od twoich rodaków cięgi, ale taki jest boks. Tak wygląda sport, w którym na przeciwko siebie wychodzi dwóch ponad 100-kilogramowych atletów, którzy chcą jeden drugiemu urwać głowę. To był jeden z najbardziej sensacyjnych nokautów jakie widziałem, ale nie wierzę, by przegrana z Brewsterem oznaczała dla Gołoty koniec kariery. Nie wierzę i dlatego chciałbym, żeby tego 13 sierpnia także on, obok Adamka i Rahmana, walczył ponownie w Chicago . - Jak realny jest pojedynek z Nikołajem Walujewem? - Dobre pytanie. On ma chyba za 150 kilogramów i ponad dwa metry (213 cm - przyp PG) ale jeszcze z nikim umiejącym się bić nie walczył. Chyba, że liczymy Geralda Noblesa. Z Rosjaninem mam osobiście na pieńku, bo przed rokiem wygrał przez dyskwalifikację właśnie z będącym w mojej stajni Geraldem. Sędziowie nie wiedzieli jak dać Rosjaninowi zwycięstwo, więc zdyskwalifikowali Noblesa za bicie poniżej pasa. Tak jakby to była jego wina, że sięga temu olbrzymowi do pasa! Jest w tej sprawie oficjalny protest i powiedziałem ludziom Walujewa, że jak nie chcą jeszcze raz walki z Geraldem, to mam takiego Polaka, który szybko go znokautuje i ta bajka się skończy. - A co na to mająca sankcjonować ten pojedynek WBA? - Prowadzę końcowe rozmowy z WBA, gdzie Walujew jest sklasyfikowany na pierwszym miejscu listy pretendentów do walki o tytuł mistrza świata. To ma być walka eliminacyjna - musisz wyjść na ring albo wyrzucamy cię z rankingu. Jeśli WBA nakaże mu walczyć z Gołotą, to nie będzie miał wyboru. - Pytanie za milion dolarów - rozmawiał pan na ten temat z Andrzejem Gołotą? - Nie, ale wiem od ludzi blisko z nim związanych, że to nie jest koniec kariery Andrzeja, że chce jeszcze walczyć. Dał mi dwie piękne walki, raz przegrał przez nokaut, co może się w tym sporcie zawsze zdarzyć. Jestem mu winien tę szansę. Rozmawiał: Przemysław Garczarczyk