Pierwsza runda była toczona w spokojnym tempie, choć lepiej zaakcentował ją Włoch, który po kilku ciosach na korpus przebił się przez gardę reprezentanta gospodarzy lewym sierpem. W drugiej nadal jeszcze zawodnicy okazywali sobie zbyt dużo szacunku i bali się wejść w otwarte wymiany, jak robili od początku do końca podczas październikowej konfrontacji. Coś zaczęło się dziać w końcówce trzeciej odsłony, zaś w czwartej rozgorzała już niezła bitka. Dopóki obaj boksowali, lepiej prezentował się De Carolis, spychając często przeciwnika na liny. Natomiast gdy wchodzili w chaotyczne wymiany, Feigenbutz czuł się jak ryba w wodzie.Doskonałe piąte starcie nie przyniosło przełomu. Najpierw De Carolis zranił Niemca prawym podbródkiem, ale gdy ruszył na niego, sam zainkasował prawy podbródkowy oraz lewy sierp i to on przez moment był w opałach. W rundzie szóstej i siódmej trwało obustronne bombardowanie. Gdy Vincentowi udało się skrócić dystans, przeważał w wymianach, ponieważ bił mocniej, natomiast rywal świetnie kąsał ciosami prostymi, szczególnie akcją lewy-prawy.Po kolejnej równej rundzie numer osiem, w dziewiątej Feigenbutza dopadł chyba lekki kryzys. Oddał inicjatywę, a czujący swoją szansę rywal podkręcał tempo i nawet w półdystansie prezentował się lepiej. Po przerwie Niemiec na moment się zerwał, lecz po kilkunastu sekundach to znów De Carolis przejął inicjatywę o rozbijał jego defensywę. Przełom nastąpił na początku jedenastego starcia.Będąc w klinczu Włoch zrobił krok w tył i huknął krótkim prawym sierpem. Pod przeciwnikiem ugięły się nogi, ale ustał. De Carolis doskoczył do zranionej ofiary, zasypał ją lawiną ciosów i po kilku sekundach arbiter Gustavo Padilla jak najbardziej zasłużenie wkroczył do akcji, przerywając walkę. Wtedy "szopkę" odwalił Wilfried Sauerland, wskakując na ring i wymachując przed nosem "ringowego" z pretensjami, jakoby miał przerwać pojedynek zbyt wcześnie. Prawda jest jednak taka, że co najwyżej uratował Niemca przed nadchodzącym nokautem...