W trzecim pojedynku Tyson Fury (30-0-1, 21 KO) znokautował w jedenastej rundzie Deontaya Wildera (42-2-1, 41 KO), broniąc po raz pierwszy tytuł mistrza świata wagi ciężkiej federacji WBC. Po pojedynku czempion skomentował swoje zwycięstwo. Pierwszy na deskach wylądował Wilder - w trzeciej rundzie. W kolejnej, czwartej - gdy wydawało się, że "Bronze Bomber" jest jedną nogą poza pojedynkiem - na 50 sekund przed końcem rundy huknął prawym na czoło i Fury wylądował na deskach. Po liczeniu do ośmiu krótki prawy sierp i Anglik znów zapoznał się z matą ringu. Fury wrócił jednak do siebie i zaczął wygrywać kolejne rundy. Wilder zaliczył nokdaun jeszcze w dziesiątej rundzie, ale na ostatnim tchu poderwał się do ataku, czym przez chwilę ponownie rozbudził nadzieję swoich fanów. W jedenastej rundzie został jednak znokautowany przez Brytyjczyka. - To była świetna walka dzisiejszej nocy. To było warte każdej trylogii w historii tego sportu. Nie będę szukał wymówek. Wilder to twardy wojownik. Dziś wieczorem dał mi prawdziwą szansę na zdobycie pieniędzy. I zawsze mówiłem, że jestem najlepszy na świecie, a on drugi najlepszy - powiedział po walce "Król Cyganów". - Deontay Wilder mnie nie kocha. Wiesz dlaczego? Bo pokonałem go trzy razy. I dlatego, że jestem sportowcem. Poszedłem okazać mu wsparcie i szacunek, a on nie chciał oddać szacunku mnie. Więc to jest jego problem. Pomodlę się za niego, aby Bóg zmiękczył jego serce - skwitował sytuację po walce Fury. - Zrobiłem co w mojej mocy, ale to nie wystarczyło. Nie jestem pewien, co się stało. Wiem, że na treningu robił pewne rzeczy, wiedziałem też, że nie waży 277 funtów, żeby być tancerzem baletowym. Fury przyleciał, żeby się na mnie oprzeć, próbował mnie poturbować i udało mu się - powiedział po walce "Bronze Bomber". CZYTAJ TAKŻE: Adam Kownacki zdyskwalifikowany. Bo nie widział?!