Pieniądze były już podzielone ($8,2 mln dla Witalija Kliczki, $4,7 dla Hasima Rahmana), HBO przygotowało pokaz najbardziej znaczących walk obu rywali, które miały nam przypomnieć z kim mamy do czynienia, a bilety do Thomas & Mack Arena w Las Vegas sprzedawały się znakomicie. Slogan reklamowy "Seek and Destroy" (Wyszukaj i Zniszcz) zapowiadał wojnę, ale zamiast niej kibicom boksu przyszło po raz czwarty przełknąć gorzka pigułkę rozczarowania. Po raz czwarty zaserwował ja nam Dr. Kliczko, wycofując się z pojedynku z powodu kontuzji. Cztery przełożone walki z powodu kontuzji tego samego zawodnika trafią na pewno do Księgi Rekordów Guinnessa, a powinny także do księgi bokserskich dowcipów. Tylko bowiem ktoś o bardzo ograniczonej wyobraźni, albo przekonany, że nad Kliczką ciąży klątwa mógłby uwierzyć w takie zbiegi okoliczności: 30 kwietnia 2005: walka odwołana z powodu kontuzji mięśnia dwugłowego, której Kliczko dorobił się podczas... joggingu 18 czerwca 2005: walka odwołana, bo rekonwalescencja "okazała się dłuższa niż przewidywano". 23 lipca 2005: problem z mięśniem dwugłowym w tajemniczy sposób przeniósł się na mięśnie pleców Kliczki, wymagając "łatwego zabiegu chirurgicznego". Zabieg musiał być łatwy skoro Kliczko nie chciał walczyć Rahmanem, ale zgodził się na walkę ze nieporównywalnie łatwiejszym rywalem - Olegiem Maskajewem. 6 listopada 2005: kontuzja kolana podczas sparingu po raz czwarty eliminuje Kliczkę z walki z Rahmanem. Co ciekawe, lekarz zawodów, po zbadaniu Kliczki dopuszcza go do walki, ale Ukrainiec twierdzi, że nie jest w stanie poruszać się po ringu. Byłoby dziennikarską nieuczciwością zakładać bez niezbitych powodów, że wspomniane kontuzje naprawdę nie dotknęły Witalija Kliczki, ale jak słusznie zauważają trenerzy oraz sami pięściarze, praktycznie nigdy nie zdarza się by zawodowy bokser, który musi przejść przez 7-8 tygodni morderczych treningów przystępował do pojedynku w pełni zdrowy. To, co decyduje o tym, czy zawodnik wychodzi na ring czy nie, czyli różnicę w podejściu do sportu Rahmana i Kliczki najtrafniej opisał Ron Borges: "Kliczko to atleta, który zarobił na boksie miliony, może jeździć po świecie, zabezpieczył sobie przyszłość. Gdyby jego kariera skończyła się już dzisiaj, mógłby zająć się na przykład polityką, działalnością charytatywną czy pisaniem książek. Boks to tylko sport, a nie moje życie - powtarza w wywiadach Kliczko. Rahman jest "tylko" pięściarzem.. Nie ma planu numer dwa, chce mieć tylko szansę, być może ostatnią w życiu, na zdobycie mistrzostwa świata i wynikających z tego sukcesu profitów. Rahman zamyka oczy, zapomina o bólu, kontuzjach i zakłada rękawice. On musi walczyć, Kliczko nie. To cała różnica". Tym razem Witalij Kliczko nie tylko po raz kolejny stracił zaufanie kibiców, ale także mistrzowski tytuł WBC. Tak przynajmniej twierdzi Rahman oraz jego promotor Don King. - Właśnie dlatego zrobiłem w Chicago walkę Rahman - Monte Barrett, która otrzymała od WBC miano walki o "tymczasowy tytuł mistrza świata WBC". Kosztowało mnie to $2 mln, ale już wtedy przeczuwałem, że coś się może zdarzyć, bo zawsze powtarzałem, że Kliczko po prostu nie chce walczyć z Hasimem. Teraz, zgodnie ze statutem WBC, tytuł należy się Rahmanowi". Wersję wydarzeń Kinga potwierdza prezydent World Boxing Council Jose Sulaiman, co daje legendarnemu promotorowi komplet mistrzów wagi ciężkiej: WBC (Hasim Rahman), WBA (John Ruiz), WBO (Lamon Brewster) oraz IBF (Chris Byrd). Według Kinga scenariusz tego, co nastąpi w najbliższym roku jest następujący - Ruiz spotka się 17 grudnia w Berlinie z zaleconym przez WBA rywalem (Nikolai Walujew), Rahman musi walczyć z przeciwnikiem narzuconym przez WBC, a kiedy te walki będziemy już mieli z głowy, King chce zorganizować bokserski turniej, mający wyłonić jednego mistrza świata. Taka sztuka udała się już dwukrotnie i wszyscy byli usatysfakcjonowani: w 1986 roku,dzięki walkom eliminacyjnym najmłodszym mistrzem świata wagi ciężkiej został Mike Tyson, zaś w 2001 roku poznaliśmy pierwszego od Marvina Haglera niekwestionowanego mistrza wagi średniej. Przemysław Garczarczyk, USA.