Artur Gac: Jest pan rozczarowany, że prawdopodobnie nie uda się doprowadzić do walki z Tomaszem Adamkiem na gali z cyklu Polsat Boxing Night? Krzysztof Włodarczyk: - W sumie nie, choć myślałem, że zrobimy fajne widowisko. Obaj jesteśmy zawzięci w ringu, jeden i drugi stara się pokazać fajny boks i siebie z jak najlepszej strony. Trudno, Tomek może ma inne plany. Słyszałem, co napisał Mateusz Borek, że raczej nie będzie walki polsko-polskiej Tomka Adamka z innym Polakiem. Rozumie pan argument, że "Góral" już nie da zarobić innemu rodakowi? - Tomek jest, co by nie mówić, pewną maszyną, która napędza wydarzenie, w tym zainteresowanie galą. Ale nie oszukujmy się, ja też nie jestem osobą, która przyciągnie na trybuny góra 10 procent kibiców, a niemal cała hala będzie wypełniona fanami Tomka. Nie czuję się od niego w niczym gorszy, choć doskonale wiem, że ma w swoim dorobku kilka ciekawych walk, w tym parę w wadze ciężkiej, czego kwintesencją był pojedynek z legendą wagi ciężkiej, Witalijem Kliczką. Jeśli teraz ma inny plan na siebie, to życzę mu powodzenia i niech spełnia swoje marzenia. Podejrzewa pan, o co może chodzić w takim podejściu do tematu? - Nie mam zielonego pojęcia... Albo powiem inaczej, nie chcę doszukiwać się żadnych dziwnych rzeczy, motywacji, ani podtekstów. A może popsuły się relacje pana promotora z telewizją Polsat, której "dzieckiem" są gale z cyklu Polsat Boxing Night? - Wszystko jest możliwe. Dochodzą do mnie głosy o potyczkach słownych dwóch stron na jednym z portali społecznościowych, choć mocne dyskusje chyba lepiej prowadzić w cztery oczy niż ścierać się na forum. Tylko tak to skomentuję, żeby sobie nie zaszkodzić. Wiele osób chętnie zobaczyłoby takie starcie. Na przykład Przemysław Saleta, przy czym nie jest on przekonany, że walka byłaby wybitnie emocjonująca. Natomiast twierdzi, że pan byłby szczególnie zmotywowany, aby wygrać z Adamkiem przed czasem, bo ciężko byłoby wypunktować "Górala". - W takim razie Przemek nie wierzy w mój długi i mocny lewy prosty. Jaki niedowiarek się z niego zrobił (śmiech). OK, kiedyś razem sparowaliśmy i pamiętam, że poczułem jego cios na wątrobę. W boksie Przemka parę rzeczy może nie współgrało, ale bez wątpienia miał bardzo dobre "oko". A wracając do mnie, chyba nie można założyć, że nie wygrałbym na punkty. Moim zdaniem Tomek od dłuższego czasu skrócił ciosy i nie zadaje uderzeń na pełną długość. Przez to wyglądają one tak, jakby nie miały odpowiedniej wymowy, choć na pewno swoje ważą. A byłby pan w stanie zagwarantować, że wchodząc do ringu z Adamkiem zaboksowałby na wskroś widowisko, zamiast schować się za podwójną gardą i polował na pojedynczy cios? - Ależ ja bardzo bym chciał boksować! Broń Boże nie uciekałbym za podwójną zasłonę, wręcz przeciwnie, starałbym się polować ringu. Wcieliłbym się w rolę łowcy, który chce schwytać dziką zwierzynę. Za przeciwnika miałbym dobrego i niebezpiecznego zawodnika, który najlepsze lata oczywiście już ma za sobą, ale też nie jest bardzo wyeksploatowany boksem. Widać, że Tomkowi jeszcze się chce, więc w ringu byłoby bardzo ciekawie. A jeśli nie walka z Adamkiem, to może na kolejnym PBN dojdzie do pana potyczki z Mateuszem Masternakiem. Wyobraża pan sobie takie starcie w przyszłym roku? - W kategorii junior ciężkiej na razie celuję w pas IBF, który w tej chwili jest moim priorytetem. Gdybym zaboksował z Mateuszem, to pewnie mógłbym oddalić tę szansę, dlatego trzeba by było poważnie się zastanowić. Wszystko jest możliwe i, powiem brutalnie, jeśli kasa by się zgadzała, to pewnie byłbym mocno zainteresowany. O ile jeszcze można dywagować, na ile dobrze sprzedałyby się pana pojedynki z Adamkiem i Masternakiem, to bez wątpienia kapitalnie przyjęłaby się walka z Arturem Szpilką. - Jak najbardziej, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. W pana przekonaniu to perspektywa już bardzo nieodległej przyszłości? - Czy dwa lata to daleki horyzont? Myślę, że nie. Do tego czasu jeszcze chciałbym zrealizować parę rzeczy, a później wszystko jest sprawą otwartą, łącznie z tym pojedynkiem. Do takiej walki przystąpiłby Pan mocno spięty, a wielka przewaga mentalna byłaby po stronie "Szpili"? Pytam, bo Artur zapewne narzuciłby ostry i bezkompromisowy dyskurs, a przy tym podczas wszystkich eventów pewnie byłby bardzo konfrontacyjny. - Niech próbuje, słowami i czynami, wyprowadzać mnie z równowagi, a ja i tak będę wiedział, co mam zrobić. Wejdę do ringu, żeby go znokautować. Dlaczego Szpila, zamiast używać pana przydomku "Diablo", nazywa pana "Diablicą"? - On będzie miał wspaniałą diablicę w ringu, przy której zobaczy, jak się boksuje. Zresztą jeden zawodnik, czyli Deontay Wilder, już mu pokazał, jak w pewnym sensie jest "dziurawy" oraz ile znaczą jego ciosy. Szpilka powiela niektóre schematy, które od dłuższego czasu się nie zmieniają. Jeśli rozłoży się go na czynniki pierwsze, to nie jest trudny do boksowania. Oczywiście jest niebezpieczny, ale daleko mu do doskonałości. Jego garda przypomina szwajcarski ser, więc w tym nabiale należałoby pozatykać wszystkie dziury. Mocno się pan odgryzł. - Jeszcze dodam, że dwa razy boksował z Mikiem Mollo i w tych walkach kilka razy siedział na d... Oczywiście liczy się wynik końcowy, Szpilka dwa razy wygrał, ale nokdauny z pięściarzem na pół etatu, który boksuje i zawodowo pracuje, mówią same za siebie i dużo dają do myślenia. Rozmawiał Artur Gac