Bo choć w korespondencji dla INTERIA.PL dałem w swojej nieoficjalnej punktacji nieznaczne zwycięstwo Oscarowi, a na ringu niejednogłośnie wygrał Mayweather Jr, nie ma tu raczej mowy o "ustawianej" walce. Jeśli już to o werdykcie, który natychmiast rozpoczął dyskusję na tym, o czym podobno miało nie być w ogóle mowy - o rewanżu. Nie ma też skandalu i oficjalnego protestu o którym wczoraj w nocy tak głośno krzyczał dyrektor wykonawczy Golden Boy Promotions, Richard Schaefer. Zacznijmy od tego ostatniego. Zaraz po walce Schaefer dopatrzył się, że na oficjalnej karcie punktowej De La Hoya był wpisany do niebieskiego narożnika, a w rzeczywistości walczył w czerwonym. Natychmiast powstała - idiotyczna - plotka, że sędziowie być może dawali punkty nie temu pięściarzowi, któremu chcieli, ale Schaefer stanął na wysokości zadania. "To była pomyłka, która nie miała żadnego wpływu na walkę. Zwykłe nieporozumienie, nie będę składał żadnych protestów". Schaefer będzie chyba miał jednak co robić, bo wbrew temu co obaj pięściarze mówili jeszcze 24 godziny temu, kilkanaście godzin po walce żaden z nich nie wykluczał rewanżu. "Właściwie jestem na emeryturze, ale jeśli kibice będą chcieli jeszcze jednej walki z De La Hoyą, to się nad tym zastanowię" - mówi Mayweather Jr., który podobnie jak De La Hoya wygląda tak, jakby miał dopiero walczyć, bez choćby śladów ciosów przeciwnika." Muszę porozmawiać z moim zespołem". Nie jest niczym dziwnym, że pięściarzem, któremu opcja rewanżu podoba się bardziej jest Oscar De La Hoya. Nie tylko dlatego, że z nieoficjalnych obliczeń wynika, że na tej walce zarobił z wpływami z pay-per-view nie mniej niż 37 milionów dolarów. "Nie czuję się przegrany, wydaje mi się, że zrobiłem na ringu wystarczająco wiele, żeby wygrać" - powiedział De La Hoya."Wyszedłem na ring i od początku walki atakowałem. Gdyby nie taka taktyka, nie byłoby walki, nie byłoby czego oglądać. Ostatnią rundę dwóch sędziów przyznał mi, a jeden (Jerry Roth) dał ją Mayweatherowi. Wystarczyłoby, żeby punktował jak dwóch jego kolegów to byłby remis, zachowałby tytuł. Ale respektuję decyzję sędziów, respektuję nowego mistrza. Czy wyszedłbym z nim jeszcze raz na ring? Oczywiście, ale musielibyśmy razem usiąść do stołu i poważnie o tym porozmawiać". Tak naprawdę to już dziś wiadomo, że dojdzie do rewanżu - jeśli nie jesienią tego roku, to zaraz na początku 2008 roku nowi i starzy kibice boksu ponownie włączą telewizory i tłumami zjadą do Las Vegas. 30-letni Mayweather Jr. jest u szczytu swoich możliwości, a De La Hoya jest zbyt dobrym biznesmenem, żeby przepuścić okazję zarobienia kilkudziesięciu milionów. Zwłaszcza, że Oscar długo nie zapomni faktu, że był jedną lub dwie kontrowersyjne rundy od tego, by zapisać po swojej stronie najbardziej znaczące zwycięstwo w profesjonalnej karierze. Przemek Garczarczyk z Las Vegas