Artur Gac, Interia: Przewidywał pan taki scenariusz, że Adam Kownacki w rewanżu z Heleniusem w zasadzie będzie bezzębny i zostanie zdominowany od pierwszej rundy, już w niej przechodząc katusze? Dariusz Michalczewski: - Niestety, muszę powiedzieć z przykrością, że nie zaskoczyło mnie nic. Adam to fajny chłopak, ma dobre serce i mocny cios, ale już w pierwszej walce z Heleniusem było widać, że jest bardzo ograniczony technicznie. Przez tak długi czas nie da się blokować ciosów głową. Czasami można przyjąć, ale Adam nie jest zawodnikiem tego kalibru. Helenius to też żaden zawodnik, ale szkoleniowo i technicznie jest bardziej poprawny. Wydawało się, że Adam w pierwszej rundzie szukał innego rozwiązania, jakby nie chciał zdecydowanie ruszyć na Fina. Być może pamiętny tego, co stało się w pierwszej walce, tyle że ta taktyka była wodą na młyn. Wszak nie zaufał swojemu największemu atutowi, tym bardziej, że właściwie jego najlepszą obroną jest atak. - No tak. Adam może tylko iść do przodu, przyjąć i oddać. Na początku chciał z nim poboksować, ale - mówiąc w cudzysłowie - on nie potrafi boksować. Nie jest na tyle dobry boksersko, żeby móc wyboksować rywala. Cokolwiek mógł zdziałać, to tylko przez ofensywny styl, czyli bić i przyjmować. Problem jednak w tym, że Adam już nie ma mocnej głowy, bo został "rozwalony" przez Heleniusa w pierwszym pojedynku, a wcześniej również przez innych zawodników. Bardzo mi szkoda tego chłopaka, bo jest miły i sympatyczny, ale to nie wystarcza, żeby boksować na tym poziomie. Jak już powiedziałem, Adam jest bardzo ograniczony boksersko. Od dawna mówiło się, że przy tym stylu boksowania, cios za cios, bokserski "przebieg" Adama będzie mocno ograniczony. - Zgadza się. On może wygrać ze Szpilką czy innym słabym bokserem, który nie ma szczęki. Takiego zawodnika trafi dwa razy i po herbacie. A Helenius odrobił lekcję z pierwszej walki, choć za dużo nie musiał, bo zwycięzców właściwie się nie krytykuje. Ale jeszcze wyciągnął wnioski i nie dał Adamowi zrobić ani sztycha. A pana zdaniem, dlaczego Adam w ten sposób rozpoczął pojedynek? Celowo szukał innej możliwości poradzenia sobie z Finem, czy bardziej mogło to wynikać z tego, że coś "przestawiło się" w jego sferze mentalnej? - Ja uważam, że ktoś źle nastawił go psychicznie, mówiąc mu, że ma zaboksować, a przecież on tego nie potrafi. Raz, że jest ograniczony technicznie, a do tego brakuje mu warunków fizycznych. Jest niski i sporo przyjmuje, więc dla takich zawodników, jak Helenius, jest łatwym celem. Przed walką Adam w teorii wiedział, co ma zrobić. Czyli, owszem, wchodzić w półdystans, ale przy tym cały czas być mobilny i poruszać głową na boki. - Ale on nie potrafi tak boksować. Ktoś zaaplikował mu technikę, której on nie potrafi realizować. Adam potrafi tylko iść do przodu i rzucać ciosami. Pewnie mocno bije, choć w tej kategorii każdy potrafi przyłożyć. A wystarczy, że rywal jest cwany, jak Helenius, który nie jest asem, lecz boksersko prezentuje inny poziom. W boksie wygrywa ten, kto umie przyjąć, a nie tylko uderzyć. Wystarczy popatrzeć na walkę Fury’ego z Wilderem. Tyson dwa razy leżał na deskach, a mimo to wygrał, bo był w stanie przyjąć i przetrwać kryzys. Adam, na pewnym poziomie, jest już poza boksem? - Jego granice zostały pokazane już w pierwszej walce z Heleniusem. To jest przykre, ale taki jest sport. Nie wszyscy mogą być mistrzami świata w wadze ciężkiej. Andrzej Gołota miał papiery, ale ostatecznie zabrakło mu tego najważniejszego, czyli głowy, a konkretnie psychiki. U Adama problemem może nie było to, że się bał, bo tego nie widziałem, choć teraz coraz bardziej będzie czuł lęk przed każdą następną walką. To wszystko będzie bolało Adama tym bardziej, że Helenius tymi dwoma zwycięstwami wcale nie stał się zawodnikiem czołówki wagi ciężkiej, przeżywającym wielki renesans formy w wieku 37 lat. - No nie, to jest średniaczek. Nie wiadomo nawet, czy dostanie walkę o mistrzostwo świata, bo podejrzewam, że to byłby śmiech. W walce z Adamem do bólu wykorzystał swoją rutynę, doświadczenie i warunki fizyczne. - Zaprezentował zwykły, prosty boks. Wyprowadzał lewy prosty i akcję lewy - prawy. W tym pojedynku nie było jakiejś finezji. Chociaż moim zdaniem w walce Fury’ego z Wilderem też nie było żadnej finezji. Ci wszyscy panowie, jak Mike Tyson, Evander Holyfield i jeszcze inni, gdy na to patrzyli, to tylko się śmiali. Według mnie ta walka była bardzo słaba pod względem technicznym. To nie był choćby taki pojedynek, jak niedawny Usyka z Joshuą, tylko bijatyka i, w sumie, mordobicie. W gruncie rzeczy mam dość podobną optykę. To znaczy w starciu Fury - Wilder była niesamowita dramaturgia, zwroty akcji, a Amerykanin walczył niemalże na śmierć i życie. Niemniej, patrząc od strony poziomu technicznego, również pod względem skuteczności ciosów Wildera, to nie była walka z najwyższej półki. - Nawet ten styl, który oni prezentowali, to nie był boks, tylko fizyczne napierdzielanie się. Ja pamiętam trochę walk z przeszłości, m.in. Holyfielda, Michaela Moorera, Lennoksa Lewisa, czy nawet Andrzeja Gołoty i ich boks naprawdę wyglądał całkiem inaczej od tego, co zaprezentowali Fury z Wilderem. Nie był to ładny pojedynek, ale Fury to dla mnie jest gość. I myślę, że nawet Usykowi będzie ciężko z nim wygrać, bo jest wyższy i cwany. Jeśli znowu nie pogubi się mentalnie, to ciężko będzie Ukraińcowi go pokonać. Nawet wtedy, jeśli Usyk powtórzy boks z walki z Joshuą, czyli zaprezentuje się do bólu taktycznie? - Dla mnie Joshua dał ciała, bo mańkuta się atakuje i wywiera pressing. To raz. Po drugie dużo bije się prawą ręką. A Joshua po prostu poddał się pod koncept, który przygotował Usyk. To Ukrainiec atakował tak, jak z kolei powinien robić mańkut. Usyk jest moim zdaniem profesorem, jeśli chodzi o boksowanie. A no właśnie. Usyk cały czas był bardzo sprytny, non stop szachując Joshuę nieustającymi ruchami i przyruchami. Brytyjczyk najzwyczajniej w świecie był pogubiony. - Tak jest, to prawda. Mnóstwo osób jednak zachwyca się pojedynkiem Fury’ego z Wilderem, porównując go do największych w wadze ciężkiej. Czy może brać się to stąd, że taka estetyka jest bliższa temu, co dzieje się w klatkach MMA, tak dziś popularnej dyscyplinie, przez co kibic bardziej docenia takie wymiany niż zaawansowane techniki? - Wielu ludzi na boksie się po prostu nie zna. I nie jest to zarzut, bo nie każdy musi być ekspertem. Dlatego powtórzę, ten pojedynek boksersko nie stał na najwyższym poziomie, jednak już pod względem dramaturgii był niesamowity. I właśnie to kibice chcą oglądać, czyli nokauty i deski, a nie jakąś tam szermierkę na pięści. Z tym, że kiedyś była i szermierka, i nokauty, by wspomnieć starcie Holyfielda z Tysonem. Jaka tam była taktyka, jaka technika, ciosy podbródkowe, a do tego wszystkiego też dramaturgia. Rozmawiał Artur Gac