Whyte już jakiś czas temu zarzucał swojemu rodakowi i pogromcy, że bierze "legalny doping", wykorzystując rzekome leczenie. Nazwał go też "Lance'em Armstrongiem boksu". Amerykański pretendent z meksykańskimi korzeniami zastopował dotychczasowego mistrza IBF/WBA/WBO wagi ciężkiej w siódmej rundzie, mając go czterokrotnie liczonego. - Po szóstej rundzie Joshua pytał swojego trenera "Dlaczego tak się czuję"? Otóż dlatego, że walczyłeś w USA, podlegałeś pod testy VADA i nie byłeś na koksie. Tu trudniej już było uzyskać pozwolenie na coś pod przykrywką zastosowania jakiejś terapii dla celów terapeutycznych. I dlatego wyglądał na przestraszonego wychodząc do walki. Chciał tylko boksować lewym prostym z daleka, a na końcu się poddał. Być może też zarobił już tyle pieniędzy, że nie chce już boksować. A może nie radzi sobie z presją? Mimo wszystko uważam, że i tak wygra rewanż. Musi tylko wyciągnąć wnioski - kontynuował Anglik, który 20 lipca w Londynie skrzyżuje rękawice z groźnym Oscarem Rivasem (26-0, 18 KO). I wciąż chce dopaść z Joshuę i zrewanżować się mu za porażkę z końcówki 2015 roku. - Byłem pierwszą osobą, która go pokonała w boksie amatorskim. On z kolei był pierwszym, który pokonał mnie w gronie zawodowców. Bardzo zależało mi na tym, by być pierwszym, którzy pokona go w boksie zawodowym, ale Ruiz mnie uprzedził. Wydaje mi się, że Joshua powinien wygrać rewanż, a wtedy chętnie wyrównam z nim porachunki - zakończył Whyte.