Forma miała być świetna, atuty rywala "rozczytane", a do tego duża aktywność od pierwszego gongu. W praktyce żadna z zapowiedzi 39-letniego Mariusza Wacha nie znalazła potwierdzenia i nasz pięściarz od początku boksował pod dyktando równemu sobie pod względem gabarytów pięściarza z Kongo. Choć powiedzieć, że "Wiking" boksował, jest sporą przesadą, bo nasz pięściarz będący pod niemal nieustającą presją rywala, znów wyprowadzał ciosy jak na lekarstwo. Tak naprawdę pierwszy zryw, czyli akcję złożoną z kilku uderzeń, zaprezentował dopiero pod koniec trzeciej rundy. Jeśli niektórzy myśleli, że Wach zacznie się budzić, a przeciwnik słabnąć, w dalszej fazie pojedynku zostali odarci z wszelkich złudzeń. Fakt, że Wach długimi fragmentami oddawał inicjatywę i pozwalał Bakole dyktować własne tempo powodował, że rywal z Kongo wcale nie tracił impetu, tylko nieustannie nacierał. W dodatku nieporadna obrona Wacha, a nawet jej brak sprawiał, że pięściarz z Krakowa był niemiłosiernie obijany po głowie mocnymi uderzeniami. Tylko nieprzeciętna odporność na uderzenia utrzymywała go przy "życiu", ale z biegiem rund coraz bardziej prawdopodobne wydawało się niespodziewane zakończenie walki przed czasem. Nokautem zapachniało w 8. rundzie, jednak bardzo dobrze zachował się sędzia Robert Gortat. Po serii dwunastu ciosów sierpowych spadających na głowę Wacha, bez jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony zamroczonego "Wikinga", w porę postanowił przerwać pojedynek. Tym samym, protokolarnie, zakończył zakontraktowany na dziesięć rund bój przez techniczny nokaut. Mimo wielkiego zawodu, Wach po pojedynku przyszedł do dziennikarzy. Wyglądał jednak na bardzo zdołowanego. Sam przyznał, że nawet porażki z rąk Władymira Kliczki i Aleksandra Powietkina nie bolały go tak bardzo, jak ta poniesiona w Katowicach. - Teraz muszę usiąść sam, a później porozmawiać z trenerami, co dalej. Mam nadzieję, że to nie był mój ostatni taniec... W razie czego na pewno będzie jeszcze walka pożegnalna z kibicami. Są emocje, łza kręci się w oku - przyznał Wach, a po chwili zacząć ocierać rozżalone oczy. Wtedy przyznał, że to jeden z najbardziej emocjonujących momentów w jego karierze. - Boli taka "głupia" przegrana, ale pewnie trzeba będzie jeszcze coś spróbować. Jednak najpierw należy się zastanowić, czy wyciągać ze strychu wędkę, czy jeszcze nie. Jednak na pewno już teraz ją odkurzę - stwierdził. Wach docenił też dyspozycję Bakole. - Nie myślałem, że mój przeciwnik będzie tak dobrze przygotowany i tak zdecydowany w swoich poczynaniach. Nie sądziłem, że cały czas tak będzie parł do przodu. Trafiał mnie seriami swobodnie wyprowadzanych ciosów, co dodawało mu skrzydeł. Poległa moja obrona, która nie była tak skuteczna, jak w innych walkach. Nie mam pretensji do sędziego, że zastopował ten pojedynek. Pewnie za jakiś czas podziękuję mu za to - podsumował "Wiking". Artur Gac