- Zobaczymy, wszystko czas pokaże, ale jest coś na rzeczy i na pewno rozmowy trwają. Wszystko jest na dobrej drodze, ale jeszcze nie mogę przekazać żadnych konkretnych informacji, żeby nie wchodzić w kompetencje ludzi, którzy przy tym współdziałają. Myślę, że przyszły tydzień okaże się decydujący - powiedział nam Mariusz Wach, były pretendent do głównego tytułu mistrza świata w wadze ciężkiej. Walka miałaby odbyć się jeszcze w tym roku, najprawdopodobniej w okolicach grudnia. Wśród lokalizacji wymienia się Niemcy lub Turcję. Wach od dwóch tygodni trenuje już na pełnych obrotach, nie oszczędzając prawej ręki, której nie tak dawno przeszedł zabieg. Interwencji chirurgicznej konkretnie wymagał łokieć sportowca. - Jeśli dobrze liczę, była to już piętnasta operacja w mojej karierze - mówi Wach. Pojedynek z 35-letnim Charrem miałby gigantyczną wartość sportową, wygrana w takim pojedynku od razu ustawiłaby Polaka w bardzo uprzywilejowanej pozycji do stoczenia jeszcze jednego, na finiszu kariery, boju o tytuł czempiona globu w królewskiej kategorii wagowej. I właśnie ten aspekt sprawił, że Polak "zapalił" się do starcia z urodzonym w Bejrucie pięściarzem. - Miałem inne opcje, finansowo atrakcyjniejsze dwu- i trzykrotnie, ale właśnie fakt, że w posiadaniu Charra jest tak cenny pas, przeważył szalę za tą walką. Tutaj pod względem kasy szału nie ma - jasno stawia sprawę olbrzym z Krakowa. To dowód na to, że weteran nie myśli wyłącznie o tym, by na finiszu spieniężyć swoją karierę i bilans walk, ale wciąż ma spore ambicje sportowe. Zdobycie pasa w wersji regularnej WBA byłoby obraniem kursu prosto na walkę z obecnym czempionem tej kategorii, Brytyjczykiem Anthonym Joshuą.