- Prywatnie był bardzo miły, ciągle żartował, uwielbiał się śmiać. Razem studiowaliśmy międzynarodowe zarządzanie przemysłowe w Sankt Petersburgu. Specjalizacja - zarządzanie sportem. W ringu był uparty, na sparingach zawsze szedł do przodu, bez kompromisów, nie pozwolił się zrelaksować przeciwnikowi. Zawsze był zmotywowany. Miał też jednak przerwę, było to w 2007 roku po mistrzostwach Rosji. Miał problemy zdrowotne, z głową. W pewnym momencie stracił przytomność i znalazł się na intensywnej terapii. Uratowano go jednak i potem wszystko było w porządku. Ale nie mógł już przyjmować ciosów. Wiedzieli o tym tylko bliscy mu ludzie. Dlatego też wycofał się z boksu i zaczął pracować - opowiada rosyjskim mediom Denis Gołcow, kolega Dadaszewa z czasów amatorskich, dziś zawodnik MMA. - Sytuacja życiowa zmusiła go do przeniesienia się do Stanów Zjednoczonych. Najpierw pojechał tam sam, w Petersburgu została żona. Potem się tam przeprowadziła, urodziło się im dziecko. Trzeba było zarabiać pieniądze, a co on umiał robić najlepiej? Myśleli, że wszystko jest już w porządku z jego zdrowiem, że odzyskał siły w pełni - kontynuuje "The Russian Bogatyr". - On przyjął dużo ciosów od Matiasa, ale kompletnie nie spodziewałem się, że to się tak zakończy. Gdy trafił do szpitala byłem pewien, że wyzdrowieje. Był dobrze prowadzony, miał dobrego kierownika w postaci Egisa Klimasa. Na pewno czekały go w przyszłości walki o tytuły - zakończył Gołcow. Tymczasem sekretarz generalny Rosyjskiej Federacji Bokserskiej Umar Kremlew zapowiada, że sprawa śmierci Dadaszewa zostanie dokładnie zbadana. - Musimy poznać prawdę o tym, co się stało. Sprawdzimy, czy nie doszło do żadnych naruszeń - mówił Kremlew. - Był bardzo miłym człowiekiem, który zawsze walczył do końca. Będę wychowywała naszego syna tak, aby był wielkim człowiekiem, jak jego ojciec. Dziękuję wszystkim, którzy w ostatnich dniach opiekowali się Maksimem - skomentowała natomiast żona boksera, Elizaveta Apuszkina.