Chciał być jak Mike Tyson, napędzało go pragnienie stania się pierwszym polskim mistrzem świata w wadze ciężkiej, ale te plany są już nieaktualne. Artur Szpilka po nieudanym podboju najwyższej kategorii wagowej uświadomił sobie, że w stawce naturalnych "ciężkich" na sukces ma iluzoryczne szanse, a zabranego zdrowia nikt mu nie wróci. Polak może o sobie powiedzieć, że był pretendentem do mistrzowskiego pasa prestiżowej federacji WBC, choć wszyscy doskonale pamiętają, jak zakończyła się walka z Deontayem Wilderem. "Szpila" jednak po raz kolejny udowadnia, że jak coś sobie postanowi, to jest nieugięty. Gdy kilka tygodni temu ogłaszał, że wkrótce zgubi kilkanaście kilogramów i ekspresowo "zbije" wagę do kategorii cruiser, wielu nie wierzyło. Ba, sam pięściarz długimi miesiącami powtarzał, że nie ma szans, by stał się zawodnikiem kategorii junior ciężkiej. W ostatnich dniach tak się jednak stało, lecz pojawił się nowy "problem". Szpilka po walce z pięściarzem-hobbystą Fabiem Tuiachem, który przewracał się od podmuchu powietrza w ringu, znów stał się zakładnikiem swoich oczekiwań. Pięściarz zapowiada, że kolejne walki z "kelnerami" nie wchodzą w rachubę i ponownie pragnie wyzwań. Wierzy, że w gronie lżejszych rywali już wkrótce doczeka się walki o pas mistrza świata, jednak zupełnie inaczej sytuację postrzega jego promotor. I przyznał to otwarcie. - Mieliśmy spotkanie, na którym przedstawiłem Arturowi dwa plany jego kariery sportowej. Nie jest to tajemnica, więc myślę, że powinniśmy o tym powiedzieć głośno. Wariant pierwszy to zaakceptowanie przez Artura warunków finansowych, które są dla nas dostępne i w miarę szybko stoczenie zaplanowanych, zgodnie ze strategią, walk na naszych galach w Polsce. Drugi wariant zakłada, że niektórzy z nas mają większe "apetyty", wobec czego szukamy większych pieniędzy, ale przez to nie realizujemy swojej strategii, tylko trochę czekamy na oferty zagraniczne - przedstawił sprawę Andrzej Wasilewski w programie "Ring" na antenie TVP Sport. - To pytanie do Artura i jego trenera, panowie powinni przeprowadzić naprawdę męską rozmowę, ponieważ wariant drugi z walkami przypadkowymi był realizowany do tej pory. Artur wykrzykiwał sobie przeciwników, typu Dereck Chisora, zarobił dzięki temu kupę pieniędzy, ale sportowo nie zrobiło się nic. Jeśli chcemy odnieść sportowy sukces, to powinniśmy wrócić do tego, co ja robię dobrze, czyli planuję strategię rozwoju kariery zawodnika - dosadnie ocenił Wasilewski. Szef grupy Knockout Promotions dodał jeszcze to: - Artur w pewnym momencie sam zrozumiał, że fizycznie nie jest w stanie boksować z zawodnikami, ważącymi naturalnie 115-120 kg. Pytanie, czy nie za późno? Czas pokaże, ale w dalszym ciągu mam marzenia, związane z jego sukcesami sportowymi. AG