Po pierwszej rozpoznawczej minucie, jeszcze przed pierwszą przerwą czempion zaskoczył przeciwnika dwoma błyskawicznymi lewymi krzyżowymi. W drugiej odsłonie pretendent boksował bardziej ochoczo, uruchomił prawy prosty i obraz pojedynku się wyrównał. Niestety w trzeciej rundzie znów oddał niepotrzebnie inicjatywę. O nudnej czwartej rundzie warto wspomnieć jedynie o przypadkowym zderzeniu głowami, po którym pękł prawy łuk brwiowy Anglika. Nie było to jednak głębokie rozcięcie. Zbyt wycofany i oddający za bardzo pola challenger w końcówce szóstego starcia nareszcie odważniej zaatakował i prawdopodobnie wygrał ją 10:9. Fajerwerków jednak nie było w jego wykonaniu. Podrażniony nieco Saunders do swojego arsenału - poza lewym krzyżowym i lewym sierpowym, dodał prawy hak bity od dołu. To on przeważał przez większość siódmej rundy, choć zagapił się na moment i zainkasował mocny lewy sierp Amerykanina. Przez większość ósmej rundy wiało nudą, aż w końcu Saunders trafił lewym krzyżowym, po zwodzie poprawił prawym podbródkowym i były to najmocniejsze uderzenia tej walki. Pretendent miał chwilowy kryzys, jednak szybko sklinczował i doszedł do siebie. Monroe dobrze się poruszał, pokazywał dobrą obronę, lecz oddawał pole bez walki. Mijały kolejne minuty, a on nie podejmował ryzyka. Dopiero w przedostatniej, jedenastej rundzie, podkręcił nieco tempo i wszystko wyglądało od razu inaczej. To było zdecydowanie zbyt mało, by zrzucić mistrza z tronu World Boxing Organization. Sędziowie nie mogli mieć wątpliwości, choć jeden z nich widział równą potyczkę. Punktacja brzmiała 117:111, 115:114 i 117:112.