Już w pierwszej rundzie można było mówić o bohaterstwie Włodarczyka, który zdołał dotrwać do gongu. W tej odsłonie zaliczył on ciężki upadek na deski po ciosie z prawej ręki, który "Cygan" zaserwował mu w okolice ucha. Włodarczyk z trudem wstał i do końca rundy walczył praktycznie o przetrwanie. Przy tym jednak cały czas wykazywał się charakterem. W drugiej rundzie Jakubowski nieco uspokoił walkę, nie rzucał się do ostrych ataków, starając się boksować m.in. lewym prostym. Sam jednak też popełniał błędy, przede wszystkim niebezpiecznie opuszczał ręce, co zawsze niesie ze sobą ryzyko. I w narożniku usłyszał na ten temat reprymendę. W trzeciej rundzie Włodarczyk stał na nogach już tylko siłą woli. "Cygan" zasypywał go ciosami, a ten przeniósł się już jakby do innej rzeczywistości. Nie pomógł mu także sędzia, który nie wstrzymał walki, gdy ochraniacz wypadł mu z zębów. W efekcie przez minutę walczył bez prawidłowo włożonego ochraniacza. Tę egzekucję dostrzegł sekundant Włodarczyka, zatroszczył się o zdrowie swojego podopiecznego i rzucił na ring ręcznik. "Rywal miał niesamowicie twardy łeb, poczułem to kilka razy na ręce" - powiedział po walce Jakubowski, pełen uznania dla odporności przeciwnika.