"Szpila" już odzyskał wigor i pewność siebie po porażce z Adamem Kownackim, dlatego przed kamerą znów czuje się, jak ryba w wodzie. Były pretendent do tytułu mistrza świata wiele obiecuje sobie po współpracy z trenerem Andrzejem Gmitrukiem, z którym rozpoczął treningi w Warszawie. Rozdział z poprzednim szkoleniowcem, Amerykaninem Ronniem Shieldsem w Houston, został już zamknięty, a sportowiec spakował walizki, zabrał swoją narzeczoną i dwa pieski, wracając do Polski. Ostatnio Szpilka był ekspertem podczas walki Mariusza Wacha z Jarrellem Millerem, którą "Wiking" z Krakowa przegrał przed czasem, z powodu kontuzji, ale zaprezentował się najlepiej w przekroju wielu ostatnich lat. - Uważam, że Mariusz stoczył jedną z najlepszych walk w swoim życiu, z wielu względów. Wreszcie "odpalił" prawą rękę i fajnie trzymał lewy prosty. Miller w jakimś stopniu mu pasował, ale Mariuszowi brakowało wykończenia, z tym że od drugiej rundy boksował z kontuzją - powiedział "Szpila" w magazynie sportów walki "Fighters". Pięściarz z Wieliczki wyraźnie podkreślił, że postawa jego krajana z Małopolski zasługiwała na uznanie. - Oczywiście Mariusz na punkty przegrywał tę walkę, bo więcej ciosów zadawał Miller, ale to była z jego strony megapostawa. Chłopak nie miał nic do stracenia, wyszedł tam po to, żeby wygrać. Z tego, co wiem, pieniądze były dobre, więc nie miał żadnego obciążenia psychicznego. On ma swoją wagę i warunki fizyczne, które pozwalają mu inaczej odczuwać ciosy, a jednocześnie trudno jest się do niego zbliżyć. To pozwala mu liczyć się w wadze ciężkiej, jako jednemu z szerokiej czołówki zawodników - stwierdził zawodnik grupy Sferis KnockOut Promotions. W tym samym wywiadzie "Szpila" nie wykluczył, że w przyszłości zdecyduje się spróbować swoich sił w mieszanych sztukach walki. Jednak trzeźwo zaznaczył, że nie będzie dążył do wejścia do oktagonu, potocznie zwanego klatką, z najmocniejszymi zawodnikami KSW. - Materla czy Narkun to są kozacy. Moim szczytem ambicji, jeśli już, byłby Mariusz Pudzianowski. To przecież kawał zawodnika, który przerzucał żelastwo, po czym zmienił treningi i teraz walczy. To byłoby megawyzwanie - stwierdził Szpilka, po czym wcale nie dodał, jak to nieraz ma w zwyczaju, że wygra z łatwością. Więcej, pięściarz wcale nie dał do zrozumienia, że byłby pewien zwycięstwa. - Wiem, jak to jest. W samym boksie, jakbym go trafił, to okay, ale, jeśli nie trafię, to jest koniec. To zupełnie inna dyscyplina, do tego trzeba się przygotować i trenować. Sama teoria i wiedza, jak założyć balachę, to nie wszystko. Trzeba to wykonać w walce. Art