- Barret niby miał przyjść następnego dnia na kolejny sparing do sali Buddy'ego McGirta, ale się nie pojawił. Był natomiast jego trener, który od razu powiedział, że Monte musi trochę odpocząć - stwierdził Gołota, którego samolot dwugodzinnym opóźnieniem przyleciał z Chicago do Warszawy. Gołota, witany przez Bogusława Bagsika, przedstawiciela 12Rounds, firmy przygotowującej katowicką galę oraz Andrzeja Parzęckiego, szef departamentu boksu zawodowego przy Polskim Związku Bokserskim, spotkał się już na lotnisku ze sporą grupą dziennikarzy i cierpliwie czekających na swojego idola młodych kibiców. - Pojawiła się plotka, opublikowana w niektórych polskich mediach, że Barretowi udało się ciebie położyć na deski... - To Monte się już musi podbudowywać faktem, że nawet jak się poślizgnę, to on sobie zalicza nokdaun na sparingu? Niczego takiego nie było, nie pamiętam. Szkoda, że nie pochwalił się jak w drugim, sparingu, kiedy wreszcie zjawił się w Vero Beach, dostał tak mocną prawą, po której nie wiedział gdzie jest? Pewnie nie... - Jesteś zadowolony z przebiegu prawie siedmiotygodniowego obozu treningowego w Vero Beach? - Nie do końca. Za mało miałem rund sparingowych, chyba niewiele ponad dwadzieścia. Barrett nie był za chętny, a mój drugi sparinpartner chyba nie do końca wiedział, czego się po nim Buddy spodziewał, bo już po kilku rundach ze mną był lekko przestraszony. Ostatniego dnia sparingów jeszcze uderzyłem z prawej tak nieszczęśliwie, że mi spuchł łokieć. Nie było na szczęście tragedii, ale przez kilka godzin łokieć nie wyglądał zbyt dobrze. Teraz czas na krótkie spotkanie z Andrzejem Gmitrukiem w Wiśle, ale to raczej będzie aklimatyzacja niż trening. Na ten ostatni już za późno, niczego więcej niż umiem już się nie nauczę. Później już Katowice i coś, czego najbardziej nie lubię - czekanie na walkę. - McGirt mówił, że oczekuje od ciebie większej agresji na ringu, że chce zrobić z ciebie bardziej pięściarza narzucającego tempo od pierwszej minuty, niż kontrującego... - Zobaczymy, ale na Batesie mogę porę rzeczy popróbować. On ma pseudonium Bestia, to zabawię się w poskramiacza. Kibicie nie będą rozczarowani. - Fani boksu zadawali ci na lotnisku pytanie, z którym będziesz się spotykał przez cały pobyt, do samej walki 9 czerwca - dlaczego wróciłeś? - A dlaczego nie? Gdyby jeden czy drugi trener powiedzieli mi, żebym dał sobie spokój, tak bym zrobił. Nie robię tego dla pieniędzy, bo tych wystarczy mnie i mojej rodzinie do końca życia. Wychodzę znowu na ring bo jeszcze mogę na nim coś zrobić. - Dodatkowa presja, bo walczysz w Polsce? - Mam wielu polskich kibiców, także w Stanach, więc czy walczę tutaj, czy gdziekolwiek w Ameryce, to jestem takim samym bokserem, presja jest taka sama. Ale oczywiście walczyć w moim rodzinnym kraju to zawsze coś specjalnego. Ciekawe jak przyjmą mnie Katowice... Przemek Garczarczyk z Warszawy