Powietkin powrócił na ring po drugiej wpadce dopingowej, którą zaliczył w końcówce ubiegłego roku. Stracił przez nią walki z Deontayem Wilderem oraz Bermane'em Stiverne'em. Walka z Rudenką miała być dla niego tylko formalnością, a zwycięstwo przepustką do walk z czołówką wagi ciężkiej. Jeszcze przed starciem Powietkin powiedział, że chciałby zmierzyć się z Anthonym Joshuą (19-0, 19 KO), mistrzem organizacji WBA i IBF. W sobotę zanosiło się na to, że pojedynek zakończy się już w pierwszej rundzie. W końcówce drugiej minuty Rudenko otrzymał cios w kark, po którym walkę przerwano, a bokser mówił lekarzowi, że nie może ruszać głową. Po kilku minutach walkę jednak wznowiono, a Rudenko wytrzymał 12 rund. Powietkin dyktował warunki, choć kilkakrotnie pozwolił się skontrować. Na początku trzeciej rundy prawy sierpowy Powietkina mocno zranił Ukraińca. Rudenko bronił się i szybko klinczował. Próbował zaatakować w piątym starciu, lecz faworyt nie pozwolił się mocno trafić i odzyskał inicjatywę. Rosjanin wygrywał rundę po rundzie, ale Ukrainiec trzymał się na nogach mimo kolejnych mocnych ciosów, jakie otrzymał w ósmej rundzie - najpierw lewy sierpowy, a po chwili prawy hak. Werdykt nie był zaskoczeniem. Sędziowie punktowali na rzecz Powietkina: 120:109, 120:109 i 120:108. MZ