Sześciokrotna mistrzyni olimpijska przyznała niedawno, że ze względu na obecność zakazanych środków nawet w zwykłych kosmetykach, zaczęła obawiać się... codziennej pielęgnacji swojego syna. "To jakaś paranoja. Teraz boję się, gdy smaruje kremami tyłek mojego Mariusa. Po tym co przytrafiło się Therese z maścią do ust, trzeba być niezwykle ostrożnym" - stwierdziła. "Dopingowa kula śnieżna" ruszyła 20 lipca, gdy wyszło na jaw przedawkowanie lekarstw na astmę przez Martina Sundby'ego. Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie (CAS) uznał, że zawodnik naruszył przepisy Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) i zawiesił go na dwa miesiące. Narciarz stracił też zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata oraz w cyklu Tour de Ski z sezonu 2014/15. 13 października norweska federacja zwołała kolejną konferencję prasową, na której poinformowano o wykryciu śladów niedozwolonego środka klostebol w próbce badań zwyciężczyni PŚ w sezonie 2015/2016 Therese Johaug. Od tego momentu regularnie wypływają kolejne informacje, które poddają w wątpliwość czystość norweskich biegów narciarskich. Dziennik "Aftenposten" poinformował, że test antydopingowy, jaki we wrześniu przeszła norweska biegaczka narciarska, był pierwszym od 129 dni! Dziennikarze ujawnili także, że w autokarze norweskiej ekipy są inhalatory polepszające wydajność płuc zawodników tuż przed startem, głównie w sprincie. Wstydliwe fakty wyprowadziły z równowagi szefów sponsora norweskiej federacji. W końcu sieć banków "Sparebank 1" nie po to wykłada 75 milionów norweskich koron (35 mln złotych), aby być kojarzona z... oszustwem. Nie tylko szwedzkie czy fińskie media, ale także norweskie zastanawiają się, czy to początek końca potęgi norweskich biegów narciarskich?