- W przyszłym roku nikt mnie nie zmusi do startu, jeśli nie będę miała pięciu serwismenów i masażysty. Inaczej to nie ma sensu - wyznała Kowalczyk. - Mnie bolały mięśnie, a trener Wierietielny, Gimbickis i Michałek chodzili na rzęsach z niewyspania i zmęczenia - dodała najlepsza polska biegaczka narciarska. Kowalczyk nie otrzymała premii finansowej, która trafiła do najlepszych dziesięciu zawodniczek Tour de Ski. - Szkoda, że pieniążki uciekły, ale gdybym miała wybierać, to wolę mieć poczucie, że jestem w stanie walczyć z czołówką, że jednak jestem mocna, przynajmniej w stylu klasycznym. Dla takiej pewności jaką teraz mam, gotowa jestem machnąć ręką na te 1875 franków - stwierdziła brązowa medalistka z Turynu.