Do końca sezonu pozostały cztery starty: sprint stylem klasycznym w Sztokholmie 18 marca, a potem finał w Falun (20 marca prolog na 2,3 kilometra techniką dowolną, bieg łączony 5+5 km dzień później i w niedzielę bieg pościgowy na 10 kilometrów techniką dowolną). "Trudno będzie wywalczyć zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, bo zasady finału w Sztokholmie i Falun premiują sprinterki, takie jak Petra, z powodu bonusów czasowych za starty na najkrótszym dystansie. Tak też było w trakcie Tour de Ski" - powiedział Kowalczyk, cytowana przez "Przegląd Sportowy". "Ja nie odpuszczę jednak ani na chwilę. Wciąż jestem w bardzo wysokiej formie i będę walczyć do końca" - dodała narciarka, która wywalczyła już małą "Kryształową Kulę" za zwycięstwo na dystansach. Słowa zawodniczki z Kasiny Wielkiej potwierdza sobotni bieg na 30 kilometrów techniką klasyczną, w którym zajęła drugie miejsce. Przegrała tylko z Majdić, choć na sześć kilometrów przez metą miała nad nią prawie 40 sekund przewagi. "Zaczęło tak grzać, że w ciągu kilkunastu minut zupełnie zmieniły się warunki. Trasa, która dotąd była zmrożona, rozpuściła się. Zrobiła się ciapa, woda stała w torach, utrudniając bieg. Wtedy Petra zmieniła narty. Jej smarowacz idealnie trafił z mieszanką. To było widać na zjeździe, na którym Słowenka odrobiła do mnie około 30 sekund" - tłumaczy Kowalczyk. Mimo że Polka przybiegła na metę za swoją najgroźniejszą rywalką, to odrobiła do niej 20 punktów, do perfekcji wykorzystując nowinkę regulaminową - trzy lotne premie, na których można było zdobywać punkty. "Od początku wierzyłam, że zdobędę tam dużo punktów. Wszystko dzięki pomysłowi organizatorów, którzy usytuowali premie na końcu dwukilometrowego podbiegu. Wygrywałem bez większej trudności. Atakowałam, a potem sobie człapałam, odpoczywając i czekając aż czołówka znów mnie dogoni. W ten sposób zgromadziłam 45 punktów, po 15 za każde zwycięstwo" - powiedziała Kowalczyk.