Siebert walczy z nowotworem od 2008 roku i musiał w kwietniu poddać się kolejnej skomplikowanej operacji. Zabieg trwał dziewięć godzin i został przeprowadzony jeszcze przed świętami wielkanocnymi w Dreźnie. "Przyznaję, że to był trudny zabieg. Lekarze mają nadzieję, że usunęli wszystkie ogniwa choroby. Za trzy miesiące będę wiedział, czy czeka mnie jeszcze chemio- lub radioterapia" - przyznał 59-letni Niemiec, który czas spędza teraz przede wszystkim w domu w Altenbergu. Do końca marca był jeszcze oficjalnie trenerem kadry białoruskich biathlonistek. Teraz nie ma zamiaru już pracować. Chce w stu procentach skupić się na rodzinie i ratowaniu zdrowia. W Soczi jego podopieczne zdobyły cztery medale. Trzy złota Domraczewa i brąz Nadieżda Skardino. Dostał zaproszenie na oficjalne zakończenie sezonu w Białorusi na 17 maja, ale nie czuje się na siłach, by pojechać do Mińska. "Jestem przekonany, że dziewczyny poradzą sobie także beze mnie. Myślę, że Daria będzie indywidualnie trenować ze swoim partnerem Ole Einarem Bjoerndalenem, a nie z kadrą, a Nadieżda świetnie odnajdzie się w grupie" - powiedział Siebert. Od sześciu lat 59-letni trener walczy z rakiem. W grudniu 2010 roku usunięto mu część jelita. Dwa miesiące później choroba zaatakowała wątrobę - postanowiono go znowu operować. Wielokrotnie miał podawaną chemię, leżał często w szpitalu. W białoruskiej kadrze pracował osiem lat.