Jak powiedział zawodnik, stając na starcie, pozbywa się nerwów. A dla widza stres dopiero w tym momencie się zaczyna. We wtorek podczas igrzysk w Soczi w biathlonowym biegu na dochodzenie na 10 km najlepsza z Polek Monika Hojnisz była 19, Weronika Nowakowska-Ziemniak zajęła 20. lokatę, Krystyna Pałka zakończyła rywalizację na 34., a Magdalena Gwizdoń na 38. pozycji. Pytany o tempo oddawania strzałów na strzelnicy stwierdził, że każdy biathlonista ma swój rytm, wypracowany podczas wielogodzinnych treningów i powinien się go trzymać. - To wcale nie jest tak, że jeśli będziemy strzelać wolniej, trafimy więcej. Oczywiście czasem podejmuje się ryzyko, na przykład w sztafecie, czy w sytuacji, kiedy jest szansa na medal. Ale generalnie, kiedy zawodnik czuje pokusę przyspieszenia, to znaczy, że jest źle - wyjaśnił trener polskich kadr młodzieżowych. W jego opinii najbardziej stresującą pracę w całym biathlonowym teamie mają ... serwismeni, odpowiadający za sprzęt i smarowanie nart. - To zajęcie bardziej nerwowe niż bycie trenerem. W dzisiejszym biathlonie czy biegach dobranie smaru jest kwestią kluczową. Zawodnik czuje zaraz po starcie, czy jest pod tym względem wszystko w porządku. Z oczywistych względów musi współpracownikom zaufać. A serwismena widzącego, że popełnił błąd i sportowiec zrobił wszystko na trasie, a efekt jest słaby - gryzie sumienie. To wielki stres - stwierdził olimpijczyk. Podkreślił, że na strzelnicy po błędnym strzale zawodnik może mieć pretensje tylko i wyłącznie do siebie. - Każdy wie, z jakim tętnem ma zacząć strzelać. To się wyczuwa. Trzeba wziąć pod uwagę wiatr. Po to są chorągiewki. Jeśli nie zwisają w dół - konieczna jest korekta. Po prostu chodzi o to, by trafić w ten czarny punkt. Nikt inny nie jest winny pudła - dodał. Zgodził się, że biathlon jest niewdzięczną dyscypliną, bo jeden błąd na strzelnicy może zniweczyć cały wysiłek w biegu. - Ale też dzięki temu jest to sport niezwykle ekscytujący - zakończył Sikora.