42-letni Bjoerndalen odniósł 95 zwycięstw w zawodach PŚ (94 w biathlonie i jedno w biegach narciarskich) i jest najbardziej utytułowanym biathlonistą w historii tej dyscypliny. Pierwszy raz na najwyższym stopniu podium stanął 20 lat temu. "Powrót na trasę w przyszłym sezonie jest absolutnie wykluczony. W tym roku kończę karierę. Mam poczucie, że to jest odpowiedni moment. Ale kiedy się coś kończy, pojawia się w życiu wiele nowych sytuacji. Jeśli nie będę zadowolony, może znów zacznę biegać" - powiedział Norweg w wywiadzie dla agencji DPA przed rozpoczęciem mistrzostw świata w Oslo-Holmenkollen (3-13 marca). Nie wszyscy jednak wierzą, że król odejdzie. "Jestem przekonany, że będzie rywalizował dalej" - ocenił czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli Francuz Martin Fourcade. "Jeśli w Oslo zdobędzie medal mistrzostw świata, to możemy się go spodziewać na igrzyskach olimpijskich w 2018 roku" - uważa z kolei Niemka Magdalena Neuner. Bjoerndalenowi zależy na zwycięstwie w przynajmniej jednej konkurencji MŚ, ponieważ byłby to jego 20. złoty medal. "Kiedy mam dobry dzień, mam możliwości, żeby wygrać. Sprint jest moją mocną stroną, ale najwięcej rozrywki daje bieg ze startu wspólnego - jest jak Formuła 1. Medal w jednej z tych dwóch konkurencji byłby dla mnie czymś najpiękniejszym" - przyznał Norweg. Doświadczony zawodnik zapewnił, że biathlon wciąż sprawia mu wiele radości. "Treningi to nie męka, tylko zabawa. Cały czas mam ogromną motywację i cele. Psychicznie czuję się bardzo młody. Jestem perfekcjonistą, co jest jednocześnie moją mocną i słabą stroną" - ocenił. Za najgroźniejszego rywala Norweg uważa Simona Schemppa. W pierwszej konkurencji w Oslo - sztafecie mieszanej - Niemiec wywalczył pierwszy medal, ale tylko srebrny, gdyż w końcówce nie wytrzymał tempa Fourcade'a. Bjoerndalen nie startował, a jego rodacy uplasowali się na trzeciej pozycji.