Czy odetchnęła pani z ulgą po występach biathlonistek w Kanadzie i USA? Dagmara Gerasimuk (prezes Polskiego Związku Biathlonu): Może nie tyle, że odetchnęłam z ulgą, bo generalnie imprezą docelową naszej reprezentacji są mistrzostwa świata. To są te zawody, do których się przygotowujemy i taki jest cel naszego sezonu. Oczywiście, zdecydowanie łatwiej przed mistrzostwami świata, kiedy zawodnicy poczują, że przygotowania idą w dobrym kierunku i są w stanie walczyć o miejsca na najwyższym stopniu podium. Nie tyle z ulgą, ale z satysfakcją. Nabrałam większego przekonania, że to co robimy ma po prostu sens. Od początku sezonu widać było, że nasze biathlonistki są dobrze przygotowane, ale czegoś zawsze brakowało, żeby wskoczyć na podium czy do pierwszej dziesiątki. W Canmore i Presque Isle wreszcie "odpaliły". Czy Pani zdaniem teraz będzie już tylko lepiej? Mistrzostwa świata w Oslo tuż, tuż. - Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko bardzo mocno w to wierzyć i trzymać kciuki za reprezentację. I to o czym przed chwilą mówiliśmy, że czasem brakowało nam tego jednego strzału, żeby jedna lub druga dziewczyna znalazła się w pierwszej dziesiątce. Wierzę w to, że wyczerpaliśmy limit nieszczęść i to co najlepsze będzie czekało nas podczas mistrzostw świata. Ale to jest biathlon. Oczywiście naszej reprezentacji życzę jak najlepiej - stuprocentowej skuteczności. O przygotowanie motoryczne nie obawiam się na ten moment. Wszystko jest w naszym zasięgu. Jakie są pani oczekiwania, jeśli chodzi o mistrzostwa świata? Jakie wyniki będą satysfakcjonujące? - Moim marzeniem jest medal w sztafecie. Ten cel stawiamy sobie podczas każdej dużej imprezy mistrzowskiej, widząc jaki potencjał ma nasza reprezentacja, nasze dziewczyny. Do tej pory, jak wiemy, nie udało się nam tego zrealizować. Czuję, że ta reprezentacja jest już gotowa na to, żeby w zespole sięgnąć po świetny rezultat. Od lat na to czekamy, bo przecież mamy cztery wyrównane i na dobrym poziomie zawodniczki. Do tej pory w decydujących momentach coś nie "zagrało". W tym sezonie nasza sztafeta zajęła dwa razy czwarte miejsce. Malutki krok od podium. - Zaistnieć zespołowo i pokazać, że to w co trenerzy i kibice głęboko wierzą, że powinno się już zdarzyć od dłuższego czasu, właśnie zadziała podczas MŚ w Oslo. Pięknie przygotowana jest Krysia Guzik i życzę jej utrzymania takiej formy oraz doskonałych wyników. Ale sportowe zacięcie, pazur pokazują też Magda Gwizdoń, Monika Hojnisz. Nie zamykam absolutnie możliwości powtórzenia wyniku sprzed roku przez Weronikę Nowakowską. Nabrała radości, optymizmu i wydaje mi się, że było jej to potrzebne, żeby tę formę pokazać. Marzy mi się powtórzenie sukcesu z Kontiolahti (dwa medale - przyp. red). Przypomina mi się sytuacja z zeszłego roku, kiedy Weronika Nowakowska mówiła, że chce kończyć karierę, a zdobyła dwa medale MŚ. Teraz napomknęła, że chce sobie po sezonie zrobić rok przerwy od biathlonu. Może historia się powtórzy? - Życzę jej oczywiście jak najlepiej. Wybraliśmy sobie sport, który jest bardzo trudny. Zresztą jak każdy. Przygotowania to ogromne obciążenia. Do tego dochodzi strzelanie i to w tych newralgicznych momentach. To są ogromne emocje, które czasami powodują, że zawodnicy, zawodniczki wahają się w tej drodze do sukcesu i, kiedy rozmawiamy z nimi, to gdzieś te emocje się pojawiają - rezygnacja, rok przerwy. Tu mamy jasną deklarację Weroniki, że faktycznie po tym sezonie robi sobie przerwę. To już mamy jasno zdefiniowane. Ale to dopiero po sezonie, a teraz mamy mistrzostwa świata i na tym się skupiamy. Biathlonistki przysparzają nam dużo radości. Ale co z męską kadrą? - Robimy co możemy. Mamy dwa lata do igrzysk w Pjongczangu. Dla mnie to docelowa impreza i wierzę, że do tego czasu będziemy mieć zawodników, którzy będą nas reprezentowali na poziomie satysfakcjonującym dla kibica. Czy biathlon ma szansę stać się polskim zimowym sportem numer jeden? - Oczywiście, że tak. To jest moje marzenie, to jest mój cel do 2018 roku. Namawiam całe środowisko do postawienia sobie również takiego celu. Za tym muszą pójść wyniki pierwszej reprezentacji, ale też wysoka jakość szkolenia, działania promocyjne, które małymi krokami podejmujemy. Tak, absolutnie wierzę w to, że możemy tego dokonać. Obecny sezon w sportach zimowych dla polskich kibiców jest taki sobie. Kamil Stoch i skoczkowie narciarscy poniżej oczekiwań. Justyna Kowalczyk zapowiadała, że w jej przypadku walka o podia Pucharu Świata będzie ciężka i tak też jest. Wygląda na to, że biathlon w tym sezonie broni honoru naszych sportów zimowych. - Może nas w końcu zauważą. Życzę tego, pani prezes. - Może nie powinnam tak bezpośrednio się wypowiadać. Oczywiście życzę wszystkim sportowcom, jak najlepszych wyników i cieszę się z każdego sukcesu. Ale może dzięki tej sytuacji, też niektóre oczy zwrócą się w stronę biathlonu. Do wzrostu popularności potrzebne są sukcesy. Co jeszcze, żeby biathlon zdystansował skoki czy biegi narciarskie? - Cały problem w naszej dyscyplinie polega na tym, że jest ona w pewnym sensie ekskluzywna, ograniczona karabinem. Dostępność karabinów, strzelnic, osób uprawnionych do prowadzenia zajęć, jest kluczem. Rozpoczęliśmy programy upowszechniające i promujące biathlon wśród dzieci i młodzieży korzystając z karabinków laserowych. Wychodząc z programami "Biathlon dla każdego", "I ty możesz zostać biathlonistą" itp, które gromadzą coraz większą liczbę dzieci, ale ostatecznie, te dzieci muszą mieć później możliwość trenowania w profesjonalnych warunkach, czyli potrzebne są strzelnice, potrzebne są karabinki i to jest bardzo drogie. Niestety. - Jedną sprawą jest to, abyśmy sprawili, żeby ten sport stał się popularny, a więc rozpoznawalny, co może przełożyć się na to, że więcej dzieci będzie chciało uprawiać biathlon. A drugą, jest zabezpieczenie infrastruktury i sprzętu. I to jest bardzo trudne. Ale patrząc na to, co dziś się dzieje, czyli projekty rozbudowy ośrodka w Jakuszycach, modernizacja Jamrozowej Polany w Dusznikach-Zdroju, jest nadzieja, że biathlon będzie miał większą szansę. Choć zdaję sobie sprawę, że nie jest to sport, który stanie się powszechny. Nie ma takiej możliwości. Zależy mi na tym, żeby przede wszystkim był rozpoznawalny, bo dziś przeciętny Kowalski nie wie, co to jest biathlon. Ten sport jest bardzo widowiskowy i telewizyjny. - Nie trwa długo, jest szybki, dynamiczny. Dziś odchodzi się od biegów długich. Teraz to przede wszystkim sprinty, biegi ze startu wspólnego, sztafety mieszane... Fajnie, jakby biathlon znalazł się w telewizji publicznej. My na przykład potrzebujemy 30 minut na bieg ze startu wspólnego, żeby zainteresować Polaków naszą reprezentacją. - Jest szansa, żeby powstał ośrodek z prawdziwego zdarzenia z homologacją międzynarodowej federacji na rozgrywanie na przykład zawodów Pucharu Świata? - Tak. Jest to możliwe i do tego dąży obiekt w Jakuszycach. Wstępny projekt, który niedawno został zaakceptowany przez Polski Związek Biathlonu, przedstawicieli Polskie Związku Narciarskiego itd. Ten projekt zakłada otrzymanie licencji A umożliwiającej aplikację o Puchary Świata, mistrzostwa świata. Jak długa to perspektywa? - Jeżeli wszystko dojdzie do realizacji, to koniec 2018 roku. Na Jamrozowej Polanie mamy licencję B, która umożliwia nam aplikację o Puchary IBU i mistrzostwa Europy, które zresztą mamy przyznane na styczeń 2017. To dla nas też szansa, żeby bardziej zaistnieć w Polsce. Rozmawiał: Robert Kopeć Mistrzostwa świata w biathlonie pokaże stacja Eurosport 1. <a href="http://programtv.interia.pl/stacja-eurosport-1,cid,20900411,o,1" target="_blank">Sprawdź plan transmisji stacji Eurosport z biathlonowych MŚ</a>