- Biorąc pod uwagę obecną sytuację, uważamy, że Rosja nie powinna organizować imprez międzynarodowych - powiedział zdecydowanie Jirzi Hamza, szef Czeskiego Związku Biathlonu. Międzynarodowa Unia Biathlonu potwierdziła 13 lutego, że Tiumeń będzie gospodarzem finałowych zawodów PŚ, które odbędą się od 20 do 25 marca. Czesi zdecydowali się na bojkot, choć mogą na nim sporo stracić. Obecnie mogą wystawić pięć zawodniczek i tyle samo zawodników w zawodach PŚ, ale jeśli nie pojadą na finał, to niewykluczone, że w przyszłym sezonie będą mieli prawo do wystawienia mniejszej liczby reprezentantów. Mimo takiego ryzyka, są zdecydowani na bojkot. - Jeśli wszyscy przymkną oczy na doping, to niczego nie zmienimy - podkreślił Hamza. Hamza powiedział, że do Rosji nie zamierzają pojechać także biathloniści z Kanady i USA. Inną politykę mają z kolei Francuzi. - Zapytałem Martina Fourcade'a (lidera klasyfikacji PŚ - red), czy zbojkotuje zawody, ale odparł, że musi tam pojechać, bo walczy o końcową wygraną w Pucharze Świata - relacjonował Hamza. Rosyjski sport nie może uporać się z dopingiem. Przed czterema laty wybuchła wielka afera dopingowa, w wyniku której Rosyjski Komitet Olimpijski został zawieszony w prawach członka MKOl. "Sborna" rywalizuje w Pjongczangu pod flagą olimpijską, ale i tak złapano na dopingu dwoje rosyjskich sportowców. Niedozwoloną substancję wykryto w organizmie bobsleistki Nadieżdy Siergiejewiej, a wcześniej na dopingu złapano rosyjskiego curlera Aleksandra Kruszelnickiego. Razem z żoną Anastazją Bryzgałową wywalczyli brązowy medal, ale zostali zdyskwalifikowani i musieli oddać medal. Mirosz