Przegrywać 0-3 by wygrać 4-3 to w piłce nożnej rzadkość. Wyczyn Piasta jest tak niezwykły, że w powojennej historii ekstraklasy nie zdarzył się nigdy. W dodatku Piast jeszcze minutę przed końcem przegrywał więc ten mecz na pewno przejdzie do historii gliwickiego klubu.Aż dwa spotkania o podobnym przebiegu w polskiej lidze, które mogły przyprawić kibiców o palpitację serca wydarzyły się w czasach zamierzchłych. Z pewnością nawet najstarsi kibice nie widzieli ich na oczy, warto więc przypomnieć ich przebieg. Za każdym razem zwycięska bramka padała tuż przed końcem.14 czerwca 1928 rokuTKS Toruń - Pogoń Lwów 3-4 (2-0)Bramki: 1-0 Cieszyński (30.), 2-0 Gumowski (32.), 3-0 Obremski (48.), 3-1 Kuchar (67.), 3-2 Garbień (73.), 3-3 Kuchar (79.), 3-4 Garbień (87.)W tamtym meczu popisał się słynny Wacław Kuchar. "Przegląd Sportowy" pisał: Znowu znakomity słynny już zryw końcowy Pogoni. Zdawało się, że lwowiacy są już bezapelacyjnie pokonani (...). TKS chciał już spocząć na laurach zwycięstwa gdy Pogoń zaczęła atakować z tak żywiołową siłą, że nie tylko wyrównała, ale i zdobyła prowadzenie". Miesiąc wcześniej Pogoń przegrywała u siebie 0:2 i wygrała 3:2, ale ten numer był jednak trudniejszy.***5 sierpnia 1928 rokuHasmonea Lwów - Ruch Wielkie Hajduki 3-4 (3-0)Bramki: 1-0 Steuermann (8.), 2-0 Hoch (30.), 3-0 Steuermann (38.), 3-1 Sobota (55.), 3-2 Badura (80.), 3-3 Zug (87.), 3-4 Frost (89.). Według innej wersji (jest ich kilka) gole zdobyli Frost - 2, Kałuża i Badura.Kiedy Ruch wyrównuje, "gospodarze tracą głowę, przestawiają drużynę, krzyczą i kłócą się po to by na minutę przed końcem stracić jeszcze jedną bramkę" - zauważa "Przegląd Sportowy"Stosunek sił był wówczas inny, Ruch nie należał jeszcze do potentatów. "Polska Zachodnia" pisała: "Niespodziewanie piękny sukces odniósł Ruch, bijąc zasłużenie lwowska Hasmoneę na jej własnem boisku w powyższym stosunku, mimo, że do przerwy miał zawody przegrane w stosunku 3:0"