Szef polskiego żużla Piotr Szymański w szczególny sposób żegna mistrza Zenona Plecha. - To był mój bohater lat dziecięcych - mówi. - Gdy w latach 80. nasz żużel był w odwrocie, to żyliśmy zwycięstwami starych mistrzów, w tym Plecha. Jest takie słynne zdjęcie zrobione po finale mistrzostw świata w 1973 roku w Chorzowie. Są na nim Plech, który wtedy zdobył brąz oraz mistrz Jerzy Szczakiel i wicemistrz Ivan Mauger. Ten ostatni zmarł dwa lata temu, w tym roku dołączyli do niego nasi. Dlatego ten rok jest taki smutny dla polskiego żużla. - Jeszcze wczoraj odebrałem paczkę od Krystiana Plecha, syna Zenka, który chciał mi podziękować za pomoc w organizacji imprezy mini-żużla. Miałem do niego dzwonić, żeby z kolei podziękować mu za pamięć, ale w międzyczasie odezwała się pani Grażyna Makowska ze związku i spytała, czy już wiem, że Zenon Plech nie żyje. Człowiek w takich sytuacjach zawsze jest zaskoczony, choć wiedziałem, że z Zenkiem nie jest dobrze, że ma problemy ze zdrowiem. Spotykaliśmy się od czasu do czasu, rozmawialiśmy, dwa lata temu robiliśmy benefis Zenka - opowiada Szymański. Zdaniem szefa GKSŻ śmierć Plecha zamyka definitywnie pewien rozdział. - Nie ma już żadnego polskiego medalisty mistrzostw świata z ery przed Tomkiem Gollobem. Jancarz, Woryna, Waloszek, Szczakiel i Plech, wszyscy oni zdobywali medale w IMŚ, a teraz już ich nie ma. Wielka szkoda. Dla mnie podwójna, bo to byli moi idole. Fascynowałem się nimi jako młody chłopak, wychowałem się na nich, oni zarazili mnie miłością do żużla - zauważa Szymański. Plech to wychowanek Stali Gorzów, jeździł też w Wybrzeżu. Był dwukrotnie medalistą Indywidualnych Mistrzostw Świata - w 1973 roku zdobył brąz, w 1979 srebro. Zdobywał też srebrne i brązowe medale w drużynie i w parach. Trafił do Galerii Sław Żużla, otrzymał też Szczakiela, nagrodę przyznawaną w żużlu postaciom wybitnym.