Cała Polska czekała na ćwierćfinały w wykonaniu naszych drużyn. Lube i Zenit, to ekipy, których nikomu nie trzeba przedstawiać, nawet osobom mało zainteresowanych siatkówką. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle zagrała na wyjeździe z Cucine Lube Civitanova, a PGE Skra Bełchatów podejmowała rosyjskiego giganta Zenit Kazań. Myślę, że jedno zwycięstwo w tych dwóch meczach większość z nas brałaby w ciemno, ale ja mam lekki niedosyt, bo Skra miała szansę na przynajmniej zagranie tie-breaka z Zenitem. Ale zacznijmy od pierwszego pojedynku, który rozpoczął się punktualnie o godzinie 18.00 w ciepłej Italii. Sensacja! ZAKSA, która rządzi na polskich parkietach, zmierzyła się z potęgą ligi włoskiej. Każdy z nas zadawał sobie pytanie, czy poukładana i mądra gra ZAKS-y jest w stanie przeciwstawić się Lube. Pierwsze piłki tego pojedynku pokazały, że kędzierzynianie nie polecieli do Włoch na wycieczkę, tylko po to, żeby zwyciężyć. Prowadzenie w pierwszym secie zmieniało się co chwilę, raz jedna, raz druga drużyna prowadziła jednym, dwoma punktami. Jak to w meczach takich drużyn, szala zwycięstwa przechyliła się dopiero w końcówce. Mądra i cierpliwa gra podopiecznych Nikoli Grbicia pozwoliła im wygrać 25:23. W drugiej partii od samego początku obserwowaliśmy dominację Lube. Potężna zagrywka, w tym cztery asy serwisowe, i 76 procent skuteczności w ataku, a co za tym idzie, gładkie zwycięstwo w tej odsłonie 25:14. Nasza najlepsza drużyna nic sobie z tego nie robiła, bo zdawała sobie sprawę, że ludziom po drugiej stronie siatki będzie ciężko coś takiego powtórzyć. Cudowny, wyśmienity, genialny! Trzecia i czwarta odsłona padła łupem ZAKS-y. Cudowny, wyśmienity, genialny w tym meczu był Kamil Semeniuk, który cały mecz grał na wysokim poziomie. Bardzo długo trener Nikola Grbić czekał aż "odpali" Aleksander Śliwka, ale warto było. Śliwka dołączył do Semeniuka i to dzięki naszej lewej stronie ZAKSA wygrała na terenie wydawałoby się nieosiągalnym dla polskich drużyn. Lewe skrzydło kędzierzynian zdeklasowało gwiazdy światowego formatu, mam tu na myśli Yoandy Leala i Osmany Juantorenę. Duet Semeniuk-Śliwka atakował łącznie 51 razy i skończył spotkanie ze skutecznością 55 procent. Za to ich przeciwnicy atakowali 56 razy i uzyskali skuteczność 35 procent. I to była właśnie decydująca różnica. Oczywiście cała drużyna ZAKS-y zasługuje na wielkie słowa uznania, bo nie było zawodnika, który grał słabo. Trzeba jednak pamiętać, że jest jeszcze rewanż, a Lube to przecież uznana firma. Ta rywalizacja trwa nadal i na pewno włoska ekipa nie zagra na takim poziomie, jak w trzecim i czwartym secie środowego starcia. Jeszcze raz wielkie brawa dla wszystkich, którzy pracują na to, żeby było głośno o ZAKS-ie w Europie. Wzajemne zaufanie Moim zdaniem to, że Grbić przez wiele lat pracował w Italii i doskonale zna drużyny z tego kraju nie miało wielkiego wpływu na końcowy wynik. Natomiast imponuje spokój Serba, a to pozwala ZAKS-ie i chłopakom, którzy są na boisku, na ryzyko. Tak jak wspomniałem wcześniej, Olek Śliwka długo "wchodził" w ten mecz, ale on czuje zaufanie Grbicia. Za to po drugiej stronie sytuacja wyglądała inaczej. Uważam, że Leal nie zagrał wcale źle, słabszy od niego był Juantorena, a mimo to Ferdinando De Giorgi szybko zmieniał pierwszego z wymienionych, gdy ten miał problemy. W ZAKS-ie każdy zawodnik może pozwolić sobie na słabsze momenty, Grbić swoim graczom mocno ufa. Wzajemne zaufanie - to jest kwestia kluczowa. Szkoda straconej szansy Jest takie powiedzenie, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, i w moim przypadku tak właśnie było, kiedy zasiadłem przed telewizorem o 20.30 i włączyłem Polsat Sport. Liczyłem na kolejną niespodziankę i trzeba powiedzieć sobie szczerze, że szansa ku temu była. W Bełchatowie w pierwszym secie oglądaliśmy walkę na całego. Przy stanie 23:23, gdyby Grzegorz Łomacz dokonał innego wyboru, to twierdzę, że inauguracyjna partia padłaby łupem Skry. Od samego początku rzucało się w oczy, że gdy Duszan Petković jest w drugiej linii, to rosyjscy blokujący mocno koncentrowali się na naszych środkowych i lewoskrzydłowych. Earvin N’Gapeth przesuwał się w prawą stronę i skupiał się na środkowym Skry. Natomiast środkowy Zenitu pilnował pipe’a bełchatowian i lewego skrzydła. Wracając do sytuacji przy wynik 23:23... Skra przyjęła dobrze, piłka była lekko dograna do czwartej strefy i najpierw wyblokowany został nasz środkowy, a potem to samo spotkało nasze lewe skrzydło. Zamiast 24:23 dla Skry, porażka w tej partii 23:25. Zabrakło dobrego wyboru W drugim secie bełchatowianie serwowali bardzo dobrze, mądrze, dużo zagrywek kierowali w Bartosza Bednorza, a ten miał mnóstwo problemów w przyjęciu i przeżywał też kryzys w ataku. Trener Władimir Alekno nie zdecydował się ściągnąć Polaka z boiska i chyba była to słuszna decyzja, bo w trzecim i czwartym secie Bartek grał na wysokim poziomie. Wróćmy jednak do drugiej odsłony... Moim zdaniem kluczowy moment miał miejsce przy stanie 18:16 dla Skry. W polu zagrywki stanął Andriej Surmaczewski, który w każdym secie wchodził na zadaniową zmianę za Wołkowa. Bełchatowianie przyjęli jego zagrywkę dobrze, podobnie jak we wspomnianej końcówce pierwszego seta, Łomacz tym razem posłał piłkę na drugą linię do Petkovicia, a ten miał tylko pojedynczy ruchomy blok i bez problemów zdobył 19 punkt dla Skry. Myślę, że rozgrywający bełchatowian dostał odpowiednie wskazówki, ale taka wnikliwa analiza powinna być już w pierwszym secie, a wnioski przekazane Grzegorzowi. Dlatego tak bardzo żałuję, że nasz rozgrywający nie zdecydował się na takie zagranie w inauguracyjnej partii. Trzeba podkreślić, że Łomacz rozegrał dobre zawody, często uruchamiał pierwsze tempo, mądrze rozdzielał piłki. Jednak dobrego wyboru w końcówce pierwszego seta zabrakło. Magiczne dotknięcie W trzecim secie Bednorz, który miał kłopoty w przyjęciu, został "schowany" i ani razu nie przyjmował flota Skry. Całe boisko ogarniali N’Gapeth i libero Walentin Gołubiew. Bednorz skoncentrował się tylko i włącznie na ofensywie, a jego skuteczność mocno poszła w górę. Moim zdaniem kolejną kluczową akcję mieliśmy przy stanie 22:21 dla Zenita. Mateusz Bieniek popisał się bardzo mocnym serwisem. Rosjanie przyjęli bardzo niedokładnie, piłka poszybowała pod bandy reklamowe i z tego przyjęcia N’Gapeth wystawił przez 15 metrów perfekcyjną piłkę do Bednorza, który skończył akcję. Oczywiście Skra dała z siebie wszystko, wysoko zawiesiła przeciwnikowi poprzeczkę, utrudniała rywalom wyprowadzanie ataku, często ustawiała potrójny blok, ale właśnie takie magiczne dotknięcia, które zaprezentował N’Gapeth, mają niebagatelne znaczenie. W Zenicie najwięcej punktów zdobył Bednorz - 22. "Oczko" mniej miał tylko Maksym Michaiłow. N’Gapeth zakończył pojedynek z dorobkiem 14 pkt. Ktoś powie, że Bednorz i Michaiłow byli najlepsi na boisku, ale moim zdaniem to ekscentryczny Francuz był bohaterem. N’Gapeth miał mnóstwo obron, wiele razy przyjmował, do tego te niesamowite precyzyjne wystawy. Dla mnie to on był gwiazdą tego spotkania i z przyjemnością oglądało się jego grę. Skra zasłużyła minimum na tie-breaka, ale nie wykorzystała swoich szans. Widać, że Bednorz dobrze czuje się w Kazaniu, ale mam wrażenie, że zaczął grać po rosyjsku. Na zagrywce ani na moment nie zwalnia ręki, przy piłkach wysokich atakuje mocno, po rękach. Czy to dobrze czy źle? To się pewnie okaże. Na przykład w przypadku N’Gapetha cały czas widać styl francuski i taki jest Zenitowi potrzebny. Bednorz jest od piłek trudnych, być może jego zadanie jest właśnie takie, żeby cały czas atakować mocno. Dostał od Skry kilka "czap", ale wiele razy atakował nad blokiem i to nie tylko nad Łomaczem. Bednorz pokazał też, że odrobina szaleństwa nie jest mu obca, kiedy zaatakował "hakiem", a z takich akcji słynie przecież N’Gapeth. Czy PGE Skra jest już poza Ligą Mistrzów? Tego bym nie powiedział. Czeka ich trudne zadanie w rewanżu, ale trzeba pamiętać, że Skra wygrywała już Rosji i ta rywalizacja jest cały czas otwarta. W Kazaniu przyjezdnym gra się dobrze i hala raczej nie będzie miała dużego znaczenia. Na pewno przed bełchatowianami mecząca podróż, a porażka 1:3 u siebie będzie "siedziała" w głowach, ale trzeba zaznaczyć, że Skra ma kim straszyć. Jednak zdecydowanie bliżej półfinału jest Zenit i absolutnie ZAKSA w drugiej parze. Daniel Pliński