W plusligowych ćwierćfinałach trzy zespoły wygrały swoje drugie mecze i zameldowały się w strefie medalowej. Brakuje nam tylko rozstrzygnięcia pomiędzy Treflem Gdańsk a Vervą Warszawa Orlen Paliwa. W drugim pojedynku tych zespołów nie było wiadomo do końca, kto zada ostateczny cios i zwycięży. Pierwsze dwa sety to koncertowa gra warszawiaków. Bardzo dobrze zaprezentowali się zwłaszcza Bartosz Kwolek i często niedoceniany Jan Król. Drugi z wymienionych wywalczył sobie miejsce w "szóstce" Vervy i pokazuje, że stać go na grę na wysokim poziomie. Dwóch liderów Pierwsze dwie partie padły łupem stołecznego zespołu. Od trzeciego seta rolę się odwróciły i na boisku rządzili gdańszczanie. Na podkreślenie zasługuje dyspozycja liderów Trefla - Mariusza Wlazłego i Bartłomieja Lipińskiego. Ten duet w całym meczu zaatakował 90 piłek i zdobył dla swojego zespołu 48 punktów. To pokazuje, jak mocno Trefl jest uzależniony od tej dwójki. Kiedy Wlazły i Lipiński prezentują wysoką dyspozycję, to ekipa z Gdańska jest w stanie pokonać każdego w naszej lidze. Kiedy jeden z nich ma kryzys, to od razu problem ma cały zespół. Wracając do meczu... Po czterech setach na tablicy wyników mieliśmy remis 2:2. O wszystkim miał zadecydować tie-break. Zwycięstwo dawało Treflowi awans do półfinału, a Vervie przedłużenie nadziei na strefę medalową i wyjazd na trzeci decydujący mecz do Gdańska. Piąty set dostarczył niesamowitych emocji od początku do końca. Pierwsze akcje na korzyść Vervy, która odskoczyła na cztery punkty. Duża w tym zasługa Igora Grobelnego. 27-letni przyjmujący szalał w obronie, podbijając większość ataków rywali. Decydujący cios Przy stanie 8:5 dla stołecznego zespołu Wlazły zaatakował z drugiej linii i przestrzelił, ale w tej sytuacji w siatkę wpadł Grobelny i zamiast 9:5, zrobiło się tylko 8:6. Za moment na prawym skrzydle pomylił się Król. Potem to samo zrobił z lewego skrzydła Grobelny. Remis 8:8. Po kilku kolejnych akcjach, to gdańszczanie wyszli na prowadzenie 12:10 i wszystko wskazywało na to, że uda im się domknąć ten mecz i zakończyć rywalizację. Nic bardziej mylnego. Rozgrywający Trefla Marcin Janusz posyłał piłki do swoich liderów, ale ci w decydujących fragmentach stracili skuteczność. Trener Michał Winiarski wziął czas, spokojnie poprowadził przerwę, ustalił wszystko ze swoimi podopiecznymi. W polu zagrywki po stronie Vervy stanął Michał Kłosowski, który zadał decydujący cios. Piłka po jego zagrywce zahacza o górną taśmę i ląduje w pierwszych centymetrach boiska Trefla, a co za tym idzie daje zwycięstwo swojej drużynie 3:2. Trefl czy Verva w półfinale? Pytanie wciąż pozostaje otwarte, a odpowiedź poznamy w środę w Gdańsku. Bardzo ciężko wskazać faworyta tego starcia. Moim zdaniem duże znaczenie będzie miał początek starcia. Kto lepiej wejdzie w to spotkanie i zbuduje pewność siebie, ten może wyjść zwycięsko z tego decydującego pojedynku. Fantastyczny mecz Al Hachdadiego W pozostałych ćwierćfinałach zbyt dużo emocji nie było. Aluron CMC Warta Zawiercie przegrał u siebie z Jastrzębskim Węglem 1:3. Tylko pierwsza partia dawała nadzieję, że ta rywalizacja może się przedłużyć. Zawiercianie inauguracyjną partię wygrali na przewagi 26:24 i na więcej nie było ich stać. Kolejne trzy odsłony to dobra gra i pełna kontrola przyjezdnych. Kolejny fantastyczny mecz rozegrał atakujący Jastrzębskiego Węgla Mohamed Al Hachdadi, który zdobył 24 punkty i miał 68 procent skuteczności w ataku. Jak dla mnie, Marokańczyk to najlepszy zawodnik pierwszej rundy play-off. ZAKSA długo się rozpędza Małe problemy miała zmęczona, ale szczęśliwa Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Podopieczni Nikoli Grbica pokonali Ślepsk Malow Suwałki 3:1. Kędzierzynianie w czwartym meczu z rzędu przegrywają pierwszego seta. Widać, jak można "ugryźć" finalistę Ligi Mistrzów. Właśnie na początku spotkania. Ostatnio ZAKSA długo się rozpędza i to też wykorzystali suwałczanie, którzy wygrali na otwarcie 25:20. W drugiej partii faworyt długo szukał swojego rytmu, ale kiedy już wskoczył na odpowiedni poziom, to był nie do zatrzymania. Ślepsk walczył do samego końca, prezentował się dobrze, ale to kędzierzynianie zwyciężyli 3:1 i zapewnili sobie awans do półfinału. Z dużej chmury mały deszcz W ostatnim ćwierćfinale spotkały się Asseco Resovia Rzeszów i PGE Skra Bełchatów. Z dużej chmury mały deszcz. Wydawało się, że będzie to najbardziej wyrównana para i siatkarze obu zespołów dostarczą nam mnóstwo emocji. Nic z tego. Skra wygrała pierwsze spotkanie 3:1, a w rewanżu w pełni dominowała, pokonując Resovię 3:0. W dwóch pierwszych setach gracze z Rzeszowa zostali "zamurowani" przez blok Skry. Gospodarze mieli ogromne problemy ze skończeniem ataku. W połowie drugiej partii trener Alberto Giuliani zdecydował się na trzy zmiany. Na boisku pojawili się Damian Domagała, który zastąpił Karola Butryna, Simone Parodi wszedł za słabo spisującego się Nicolasa Szerszenia i na środku pojawił się Piotr Hain. Gra Resovii trochę się poprawiła, ale to było za mało na rozpędzoną tego dnia Skrę. Bełchatowianie zameldowali się w półfinale, w którym zmierzą się z wielką ZAKS-ą. Resovii pozostaje walka o piąte miejsce w PlusLidze. Zespół z Rzeszowa zawsze walczy o to, żeby grać w pierwszej czwórce i bić się o medale. Dlatego moim zdaniem ten sezon jest dla Resovii przegrany, bo nie zdobyła Pucharu Polski i zabraknie jej na podium PlusLigi. Słyszymy o planach wielkich wzmocnień w stolicy Podkarpacia, więc jest duże prawdopodobieństwo, że Resovia za rok wskoczy do pierwszej czwórki. Daniel Pliński