Mecz Polski z Holandią miał być rehabilitacją i pokazaniem prawdziwej twarzy projektu "nowa reprezentacja Brzęczka". Faktycznie, był to zupełnie inny mecz niż ten z Włochami. W tym spotkaniu byliśmy innym zespołem, potrafiliśmy utrzymać się przy piłce i strzelić bardzo ładną bramkę, autorstwa Jóźwiaka. Poza tym był strzał w słupek Płachety i na tym koniec. Zaczynamy schodzić do takiego poziomu, że cieszymy się z tego, że reprezentacja jest w stanie stworzyć jedną czy dwie sytuacje w meczu. Jeżeli jesteśmy klasyfikowani na 12. miejscu w rankingu UEFA i na 18. w rankingu FIFA, to powinniśmy grać na miarę pozycji w tym rankingu. To obliguje nie tylko do bycia na boisku, ale też do grania jak przystało na tak wysoko sklasyfikowaną reprezentację. Wszyscy Niemcy, oprócz Neuera, do raportu Niemcy też przeżyli blamaż, dwa dni później niż my. W meczu z Hiszpanią wyglądali jak zespół, który po raz pierwszy spotkał się ze sobą na 15 minut przed meczem w Sewilli. Po takim meczu i remisie 3-3 z Turcją oraz zwycięstwie 3-1 z Ukrainą, w którym podopieczni Szewczenki wyszli na prowadzenie i jeszcze trzykrotnie obijali słupki bramki Neuera, dzisiaj wszyscy są wezwani do raportu. Każdy zawodnik musi poddać się krytyce, z wyjątkiem kapitana Neuera. Nad trenerem zebrały się bardzo ciemne chmury. Joachim Loew i dyrektor sportowy Oliver Bierhoff muszą po raz kolejny przygotować raport, aby udowodnić, że panują nad sytuacją, a trener jest odpowiednią osobą na tym stanowisku. W Niemczech nikt nie przechodzi nad historyczną porażką 0-6 do porządku dziennego i nikt nie obraża się na uzasadnioną krytykę. My, co prawda, aż tak wysoko z Włochami nie przegraliśmy, ale w bardzo podobnym stylu. Po tragicznym mundialu Loew zrezygnował z Muellera, Hummelsa, Boatenga i postawił na innych zawodników. Wydawało się, że po słabych wynikach w pierwszej edycji Ligi Narodów obrana przez niego droga zaczyna skutkować dobrą grą i wynikami. Z Ligi Narodów rok temu spadliby, gdyby nie modyfikacja rozgrywek, bo remisowali i przegrali z Holandią i Francją, ale już eliminacje mistrzostw Europy okazały się bardzo dobre, nie tylko jeśli chodzi o wynik, ale też o grę. Niemcy grali piłkę ofensywną, ładną dla oka. Potrafili wygrać z Holandią, z którą w pierwszej edycji Ligi Europy przegrali gładko 0-3. Potrafili też przegrać 2-4, ale wyprzedzili "Tulipany" w grupie, a widzieliśmy, jak my sobie radziliśmy z Holendrami. Broniąc swoich wyników, można mówić, że Niemcy też nie potrafią, ale Niemcy z Holendrami jednak potrafili, a przy przynajmniej grali jak równy z równym. Hiszpania jednak okazała się zespołem, który obnażył wszystkie niedoskonałości nowej reprezentacji naszych zachodnich sąsiadów. La Roja jest dziś jednak na zupełnie innym poziomie i to powinno martwić też nas, bo gramy z nimi na mistrzostwach Europy. Brzęczek i spółka nie mogą się obrażać za krytykę Wielu twierdzi, że nietrafione i niepotrzebne zmiany Jerzego Brzęczka w drugiej połowie nie pozwoliły dowieźć wygranej z Holandią, a zapominamy, że podopieczni Franka de Boera stworzyli sobie wiele sytuacji bramkowych i strzeleckich. Złe wybory w ostatniej fazie akcji powodowały to, że nie straciliśmy bramek wcześniej. Mieliśmy nadzieję, że jesteśmy w stanie wygrać. Tak, jak wspomniałem, w środowy wieczór w Chorzowie zagraliśmy lepiej niż z Włochami, ale gorzej niż tam, grać się nie dało. Kadra walczyła i chciała zmazać plamę indywidualnie i drużynowo, były momenty dobrej gry. Chyba jednak nie o to chodzi w budowaniu silnej reprezentacji Polski. Obrażanie się na krytykę po takich spotkaniach pokazuje brak świadomości sytuacji. Dwa lata temu zagraliśmy z Włochami jak równy z równym. Teraz, po dwóch latach budowy, zagraliśmy jak San Marino. Dlatego uważam za stosowne zadawanie pytań, pokazywanie i argumentowanie błędów, jakie dziś toczą naszą reprezentację. Jeżeli w meczach z Włochami i Holandią nie potrafimy stworzyć ani jednej sytuacji strzeleckiej najlepszemu napastnikowi na świecie, to znaczy, że ten zespół ma problem z wykorzystaniem potencjału. Trzeba oddać trenerowi Brzęczkowi, że awansował na mistrzostwa Europy, utrzymał drużynę w najwyższej dywizji Ligi Narodów, wprowadził młodych zawodników. To były cele wyznaczone przez prezesa PZPN, ale te "sukcesy" odnosił też zwolniony Adam Nawałka. My chcemy reprezentacji, z którą zrobimy kolejny krok naprzód i tak jak na ME 2016 będziemy w stanie walczyć z najlepszymi. Tego niestety, po udanym październiku, już bardzo nieudany listopad nam nie gwarantuje. Jestem za tym, żeby w zrobić szczegółową analizę. Nie chodzi jednak o to, aby robili ją dziennikarze czy Zbigniew Boniek, tylko sztab szkoleniowy. Żart Szewczenki z Piątkiem daje do myślenia Nie przypominam sobie sytuacji, żeby sondaże meczowe z pytaniem "Czy chciałbyś, żeby reprezentacja wygrała?" kończyły się większym procentem głosów na "Nie", z nadzieją, że może po porażce odejdzie Jerzy Brzęczek. To znaczy, że problemy widzą kibice, a nie tylko my, którzy o tym piszemy. Każdy z nas jest kibicem reprezentacji, każdy chce, żeby reprezentacja grała pięknie i wygrywała, żebyśmy byli z niej dumni. Wszystkim nam zależy na tym, aby było jak najlepiej. Uważam, że potencjał piłkarski tej reprezentacji jest duży, że możemy i powinniśmy grać z Ukrainą, Włochami i Holandią jak równy z równym. Nie zapominajmy przecież, że mecz z Ukrainą został wygrany, ale jak to się mówi "psim swędem". Ogromny błąd bramkarza, 21-latka z Realu Madryt, który sprezentował nam bramkę na 1-0 (trzeba podkreślić dobre zachowanie Zielińskiego i spokój Piątka, bo taki prezent też trzeba umieć wykorzystać), jednak nie byliśmy piłkarsko, taktycznie i fizycznie lepsi od Ukraińców. Wiele na ten temat mówiła dowcipna pogawędka Andrija Szewczenki z Krzyśkiem Piątkiem po meczu, w której selekcjoner Ukraińców stwierdził, że gdyby nasz napastnik grał w jego drużynie, strzeliłby pięć goli. Bojaźliwy Gumny W Augsburgu mamy dwóch piłkarzy. Jednego reprezentanta i jednego kandydata do reprezentacji, który jesienią zeszłego roku był powołany przez Jerzego Brzęczka. Gikiewicz po raz kolejny swoimi dobrymi interwencjami i wybronieniem sytuacji sam na sam z Embolo utrzymał zespół w grze, a w ostatnich minutach Augsburg zdobył bramkę wyrównującą. Gumny gra trochę bojaźliwie. Nie pokazuje akcji ofensywnych, którymi zasłynął i wpisał się do notesów skautów, grając w Lechu Poznań. Jest bojaźliwy, za dużo kalkuluje, co będzie jak... Musi to bardzo szybko zmienić. Ma trochę szczęścia, a ono też jest w piłce potrzebne, bo wyleczył się Framberger, który pewnie w kolejnym spotkaniu wyszedłby w pierwszym składzie, gdyby nie czerwona kartka, a tak Gumny dostanie kolejną szansę. Młody Polak powinien wnieść do swojej gry więcej odwagi i myślę, że wtedy będzie w stanie na dłużej zadomowić się w pierwszym składzie Augsburga. To była kolejka niespodzianek w Bundeslidze. Bayern nie wygrał, Lipsk nie wykorzystał jego potknięcia, Borussia Moenchengladbach też nie wygrała spotkania z Augsburgiem. Komplety punktów zdobyły jedynie Bayer Leverkusen i Borussia Dortmund. 16-latek z BVB przeszedł do historii Mecz z Herthą był historyczny dla Bundesligi, bo Youssoufa Moukoko, który w piątek skończył 16 lat, zadebiutował w Bundeslidze. Jest najmłodszym piłkarzem w historii ligi. Gdyby nie przepisy zakazujące gry w Bundeslidze piłkarzom poniżej 16. roku życia, mógłby zagrać wcześniej. Mówi się o nim co najmniej od dwóch lat. Ma 16 lat, a strzelił już 140 bramek. Gra z zawodnikami o wiele starszymi od siebie, w reprezentacji Niemiec do lat 20 i w drugim zespole Dortmundu. Gdy spoglądam na jego liczby (w zespole U17 w 50 meczach strzelił 83 bramki, a w U19 - w 23 spotkaniach 44 gole), to widzę, że w Dortmundzie rośnie kolejny wielki talent, już teraz piszący historię. Wydawało się, że debiut w Bundeslidze Moukoko przyćmi całą weekendową kolejkę, ale 20-letni Erling Haaland miał coś przeciwko. Strzela cztery bramki, BVB wygrywa 5-2 , a Norweg pokazuje, że długo nie będzie grał w Dortmundzie. Podejrzewam, że najpóźniej za półtora roku pojawią się oferty na dziesiątki milionów za tego chłopaka. Na pewno Real, Barcelona, PSG czy Manchester City będą się ustawiać w kolejce i Dortmund już szykuje kolejnego napastnika, który potrafi strzelać bramki. Haaland goni "Lewego", a Borussia - Bayern Hertha w pierwszej połowie zagrała bardzo dobre i dojrzałe spotkanie. Była zespołem lepszym, potrafiła kontrolować mecz. Zasłużenie zdobyła bramkę, w której w jakimś małym stopniu udział miał Piątek. Po długim podaniu od bramkarza przy pojedynku główkowym postraszył obrońcę Dortmundu i piłka trafiła do Lukebakio, który zagrał do Cunhy, a ten zdobył pięknego gola. Hertha prowadziła 1-0 i miała nadzieję, że na swoim stadionie sprawi sensację. Ale skończyło się to po 17 minutach drugiej połowy. W 47. minucie Haaland zaczął strzelać, a w 62. skompletował hat-tricka. Później dołożył jeszcze czwartą bramkę. Goni "Lewego" i pokazuje, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Myślę, że Bayern, mimo potknięcia, jakością całego zespołu jest zdecydowanym faworytem do zdobycia kolejnego mistrzostwa. Może nie zrobi tego z taką przewagą jak w poprzednich latach, ale moim zdaniem będzie mistrzem. Artur Wichniarek