Nieco ponad dwa lata temu w karierze Ebiego Smolarka wszystko ocierało się o ideał. Z kadrą Leo Beenhakkera szykował się do Euro 2008 jako czołowy strzelec eliminacji w Europie (dziewięć goli). W sumie miał w reprezentacji Polski 13 bramek, tyle samo co ojciec Włodzimierz - medalista mundialu 82 - dla syna główny punkt odniesienia. Lepszy od Lubańskiego, Deyny i Bońka Na Ebiego spadł wtedy deszcz wyróżnień - trzy razu z rzędu przyznano mu tytuł Piłkarza Roku w Polsce (2005, 2006, 2007), co nie spotkało nie tylko ojca, ale nawet Lubańskiego, Deyny czy Bońka. Został laureatem Wiktora 2007, rok później zdobył drugie miejsce w plebiscycie na najpopularniejszego polskiego sportowca. Kiedy 24 sierpnia 2007 roku Racing zapłacił za niego Borussii Dortmund 4,8 mln euro, wydawało się, że Santander to tylko pierwszy przystanek na drodze do podboju jednej z najlepszych lig świata. Ebi zadebiutował czerwoną kartką w meczu z Barceloną, ale 7 października w starciu z Valladolid przerwał 10 lat oczekiwania na polskiego gola w Primera Division. Racing grał znakomicie - miał najlepszy sezon w swojej historii - awans do Pucharu UEFA i półfinału Pucharu Króla. W Polsce Ebi był "twarzą" drużyny narodowej. Przy okazji podpisywania jednej z umów sponsorskich przed Euro 2008 zapytano go, kiedy wykona kolejny krok w górę, do lepszego klubu? Odpowiedział, że nigdzie się nie wybiera, bo zna swoje ograniczenia. Szybko okazało się, że szefowie z Santander mieli inny pomysł na jego zawodową przyszłość - choć był jedynym piłkarzem Racingu wybierającym się na Euro 2008. Podobno nieszczęścia chodzą parami. Po porażce z Niemcami w Klagenfurcie (0-2) i remisie z Austriakami w Wiedniu (1-1) Polacy mieli już tylko cień szansy na awans do ćwierćfinału. Ebi zawodził jak cała drużyna Leo Beenhakkera. Było to widać jak na dłoni, bo gdy Smolarek jest bez formy, wygląda, jakby w ogóle nie było go na boisku. Nie zdobył serc Hiszpanów Przyjechałem właśnie do Berna na hit Francja - Holandia (1-4), kiedy zadzwonił mieszkający w Santander kolega z hiszpańskiej "Marki". Władze Racingu zdecydowały, że cztery ligowe gole Ebiego to za mały wkład w sukces drużyny. Nie miał go kto wziąć w obronę, bo stawiający na Polaka trener Marcelino odchodził do Saragossy. Dziennikarz z Hiszpanii tłumaczył mi, że w klubie były nie tylko zastrzeżenia co do skuteczności Smolarka, ale i jego charakteru. Ebi był ponoć zbyt zamknięty w sobie, by zdobyć serca Hiszpanów. Prawda była jednak prozaiczna: klub z Santander chciał jak najszybciej odzyskać 4,8 mln euro wydane na Polaka. Smolarek odrzucił ofertę francuskiego Tolouse FC, czym tak zirytował prezesa Racingu Francisco Pernię, że w ostatnim dniu okna transferowego został zesłany do Boltonu (wypożyczenie). W Premier League zagrał 12 meczów, ani razu w podstawowym składzie - tracąc z kretesem cały sezon, w którym nie zdobył choćby jednego gola. Anglicy bez żalu zwrócili go Hiszpanom. Radość Ebiego z powrotu do Primera Division trwała krótko, prezes Racingu zdecydował, że ma się wynosić. 10 sierpnia 2009 roku rozwiązano z nim umowę. Smolarek myślał, że będąc graczem bez kontraktu łatwo znajdzie dobrze płatną pracę. Szukał jednak aż pół roku. W greckiej AO Kavali zadebiutował w styczniu, pierwsze bramki zdobył w lutym, w hitowym meczu z Panathinaikosem. Potem było gorzej. Zagrał w lidze greckiej 15 spotkań, zdobywając tylko trzy gole. Aż zadzwonił do niego Paweł Janas z Polonii, by zaproponować najwyższy kontrakt w lidze polskiej (400 tys euro za sezon). Ostatnia szansa Transfer do Polonii to dla Ebiego ostatnia szansa. Od Euro 2008 zmarnował dwa lata. Na razie ćwiczy indywidualnie. Jose Bakero uważa, że jeszcze nie czas, by traktować go jak piłkarza podstawowej jedenastki. W Zabrzu zagrał kwadrans, w derbach pięć minut dłużej, zdobywając głową fantastyczną bramkę. W głębi duszy 29-letniemu Ebiemu wciąż marzy się powrót do kadry. Ostatni raz zagrał w niej 5 września 2009 z Irlandią Płn. W przegranych z kretesem kwalifikacjach do mistrzostw świata w RPA zdobył sześć goli - pięć z San Marino i jedną ze Słowakami, w kluczowym meczu w Bratysławie, który w ostatnich 10 minutach zawalił Artur Boruc. W pożegnalnym spotkaniu Beenhakkera w Słowenii nie wystąpił. Nowy selekcjoner Franciszek Smuda nie dał mu nawet cienia nadziei na powrót. To nie jest jednak dla Ebiego sytuacja nowa. Od samego początku było tak, że jedni trenerzy widzieli w nim dobrego piłkarza, inni starali się go "zachęcić", by zmienił zawód. Do tych pierwszych należał Bert van Marwijk, który doprowadził właśnie Holandię do finału MŚ w RPA. Uważał Ebiego za swojego gracza, a gdy odszedł z Feyenoordu, Polak natychmiast popadł w tarapaty. Van Marwijk zabrał go więc do Borussii Dortmund i odbudował. A potem przesunął ze skrzydła do ataku. Ebi zdobywał wtedy gola za golem, a prestiżowy "World Soccer" uznał go za jeden z trzech największych talentów w światowej piłce objawionych w 2005 roku (obok Argentyńczyka Gago i Zokory z Wybrzeża Kości Słoniowej). Nie nadawał się do futbolu Na przeciwnym biegunie był inny holenderski trener, Arno Pijpers. Kiedy Ebi miał zaledwie 14 lat, postawił diagnozę, że Polak w ogóle nie nadaje się do futbolu. "Przykro nam, ale nie wierzymy w ciebie. Musisz odejść z klubu albo przenieść się do grupy młodszej wiekowo" - powiedział. Ebi głęboko to przeżył. Pijpers chciał zniszczyć dziecięce marzenia. Zemsta była słodka. W październiku 2007 roku Pijpers był selekcjonerem Kazachstanu, któremu Ebi wbił trzy gole w 9 minut. "Po meczu nie musiałem mu nawet nic mówić. Pokazałem, że się mylił. Futbol jest piękny, że takie rzeczy się w nim zdarzają" - mówił. Według Pijpersa Ebi się nie nadawał, tymczasem KNVB (holenderska federacja) zaproponowała mu występy w juniorskiej reprezentacji Holandii, a gdy Ebi był jeszcze nastolatkiem van Marwijk wziął go do pierwszej drużyny Feyenoordu i pozwolił zadebiutować w Champions League i Pucharze UEFA. O dziwo, syn tak sławnego ojca, wyszkolony w jednym z najbardziej zaawansowanych piłkarsko krajów, nigdy nie był ulubieńcem nawet polskich selekcjonerów. Ani Engela, ani Janasa, ani Beenhakkera. Przy każdym z nich wchodził do kadry z kłopotami. Ale sam bardzo mocno się uparł, że w stroju biało-czerwonym będzie mu lepiej. Zrobił to ze względu na ojca, a sam mówi, że także babcię. I w końcu zawsze udawało mu się przekonać nawet opornych selekcjonerów. Nikt z obecnych piłkarzy nie zdobył dla reprezentacji Polski tylu goli co Ebi Smolarek (19 w 43 meczach). Nadchodzi czas na ostatnią batalię Ebiego. Albo olśni Bakero, a potem Smudę, albo przyzna rację tym, którzy uważają, że przyjazd do ligi polskiej jest jego przedwczesnym, zawodowym pogrzebem. W ten sposób jeszcze raz w sposób symboliczny odżywa "kłótnia" Pijpersa z van Marwijkiem. Wierzymy, że jednak rację miał ten drugi. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1935210">Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego</a> Czytaj także: <a href="http://sport.interia.pl/szukaj/news/polonia-warszawa-legia-3-0-w-51-derbach-stolicy,1518656">Polonia Warszawa - Legia Warszawa 3-0</a> <a href="http://sport.interia.pl/szukaj/news/kolton-ebi-smolarek-snajper-czy-blef,1512045">Kołtoń: Ebi Smolarek - snajper czy blef?</a>