Mecz zbiegł się w czasie z decyzją podjętą przez władze Korei Północnej o wystrzeleniu w orbitę okołoziemską satelity komunikacyjnego. Napięta i tak atmosfera pomiędzy obiema Koreami zaogniła się przez to jeszcze bardziej. Spotkanie odbyło się jednak zgodnie z planem, choć goście z Północy domagali się zmiany terminu i miejsca rozegrania meczu. Wygrali gospodarze z Południa 1:0. W drugiej połowie sędzia nie uznał bramki strzelonej przez Koreę Północną, orzekając, że piłka nie przekroczyła całym obwodem linii bramkowej. Szkoleniowiec Koreańczyków z Północy, Kim Jong Hun, był wściekły. Zjawił się na konferencji prasowej, ale na wstępie srogo oznajmił, że nie będzie odpowiadał na żadne pytania dziennikarzy. Wygłosił tylko krótkie oświadczenie, w którym oskarżył rodaków z Południa o próbę podtrucia jego piłkarzy. - Ten mecz w ogóle nie powinien się odbyć. Jong Tae Se oraz bramkarze Ri Myung Guk i Kim Myong Gil nie byli zdolni do gry. Po śniadaniu zjedzonym w hotelu, gdzie dania przyrządzają kucharze z Południa, dostali biegunki - oświadczył wściekły trener i wyszedł z sali konferencyjnej. Na zarzuty szkoleniowca Korei Północnej odpowiedział szef Federacji Piłkarskiej Korei Południowej (KFA), Kim Joo-sung. - Jedzenie było dostarczane przez sponsorów. My nie mieliśmy nic do tego. Poza tym była także inspekcja żywnościowa z Korei Północnej. Gdyby było coś na rzeczy, objawy zatrucia pokarmowego występowałyby u większej ilości piłkarzy - powiedział Kim. Mimo wszystko goście z Północy jeszcze przed pierwszym gwizdkiem robili wszystko, aby mecz został rozegrany w innym terminie i w dodatku na neutralnym boisku. Wysłali nawet pismo do FIFA, w którym informowali o rzekomej próbie podtrucia. Władze światowej piłki odrzuciły ten wniosek. Korea Południowa zarobiła więc cenne trzy punkty i w eliminacjach do mistrzostw świata wysunęła się na czoło tabeli grupy B strefy azjatyckiej. Drugie miejsce, z punktem straty do liderów, zajmuje Korea Północna